Nie tęsknię za zimą

Dzisiejszy poranek pokazał, że idzie zima. Ze wszystkich pór roku zimę lubię najmniej. Zrobiło mi się tak na starość. Może dlatego, że zima to właśnie taka stara kobieta. Siwa i oziębła. Dzieckiem będąc, zimę celebrowałam tak samo jak lato. Zima była śnieżna (to było jeszcze przed naszą erą), a śnieg służył do lepienia bałwanów lub igloo. Sople lodowe były do lizania, metalowe klamki służyły do przyklejania języka a zamarznięte kałuże do ślizgania. Górki były do zjeżdżania na sankach, a babcia do tego, by wysuszyć nad piecem sztywne spodnie czapki i rękawice swoich wnuków. Tak, wtedy zimy były całkiem przyzwoite. Wtedy wszystko wydawało się przyzwoite. Nawet ludzie.

Dziś nie tęsknię za zimą. Zimy są po prostu za zimne, a ja nie lubię, gdy kostnieją mi, niegdyś odmrożone, palce u rąk. Nie lubię skrobania szyb w aucie. Nie lubię wdychać kiszących się w dole miasta dymów z komina. Nie lubię sportów zimowych. Na nartach ostatnio byłam chyba 7 lat temu i wcale nie śpieszy mi się, by zrobić powtórkę. Z tej całej zimy najbardziej znośne są Święta. Jednak chyba nie w tym przeklętym roku.

A… zapomniałabym o wieczorach. To też jeden z nielicznych walorów zimy. To dane od natury przyzwolenie na spowolnienie funkcji życiowych, to alibi na lenistwo. To czas książki, koca i cynamonu. Bo zima musi pachnieć cynamonem, żebym mogła ją jakoś znieść 🙂

.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *