Nie biegam

Jakiś czas temu przestałam biegać, choć bardzo to lubiłam. Nie tyle samo bieganie, co ten moment tuż po, kiedy czułam silne uderzenie endorfin. Gdy aplikacja pokazywała mi przemierzone kilometry, czułam dumę, choć moje wyniki były dalekie od ogólnie przyjętych norm. Ale teraz nie biegam. Nie dlatego, że kręgosłup odmawia współpracy, nie dlatego, że w kolanach trzeszczy. Nie dlatego, że zadyszka męczy, ale po prostu dlatego, że przestałam się spieszyć.

W pewnym wieku człowiek zaczyna spowalniać, w przeciwieństwie do czasu. A ten nie ma umiaru – gna jak szalony. Czytałam, że ruch obrotowy Ziemi przyspieszył i dni są coraz krótsze, choć zegarki tego jeszcze nie są w stanie odnotować. Ale myślę, że tę tendencję już można odczuć w weekendy. One biegną najszybciej 🙂

Ale wracając do rzeczy – przestałam się spieszyć. No bo dokąd? Po pięćdziesiątce każdy kolejny dzień wyraźnie przybliża mnie do mety. A przecież nie o wyścig, nie o tę metę mi chodzi, tylko o to, by z tej bieżni (skoro nie można się zatrzymać) jeszcze zrobić kilka kroków w prawo czy w lewo, zakreślić jakąś pętelkę. Zostawić sobie chwilę na posmakowanie powietrza, zamiast łykać go haustami. Teraz chodzę, noga za nogą, ostrożnie, powoli, rozglądając się uważnie. Człowiek chodzący jest bardziej uważny niż ten, który biegnie. Ma czas na rejestrowanie wrażeń, na zapachy, kolory, na dźwięki.Bo z życiem jest jak z czytaniem książki. Na początku jest ciekawość, jak to się skończy i wertujemy stronę za stroną z narastającym napięciem, ale kiedy widać, że zostało nam tych stron mniej niż więcej, zaczynamy każdą kolejną celebrować, przyglądać się pojedynczym słowom, które zbliżają nas do finału, po którym, jak wiadomo, zostanie pustka i niedosyt.Dlatego już nie biegam. Zaczynam przyglądać się słowom. Daję sobie czas.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *