Mogłabym świętować

Dziś Dzień nieśmiałych. Kto z Was obchodzi? Kiedyś na pewno byłoby to moje święto 😉

Od dziecka byłam nieśmiała i wycofana. Do tego stopnia, że panie w przedszkolu myślały, że ze mną coś jest nie halo, nie w ten deseń, co trzeba. Może jakiś autyzm czy inny zespół? Siedziałam sobie cichutko w kącie, nie walczyłam o jedyną sikającą lalkę, nie byłam duszą towarzystwa, nie grałam w gry zespołowe, nie opowiadałam niestworzonych historii, skupiając wokół siebie wianuszka wielbicieli…nawet nie jadłam z dziećmi w stołówce, tylko z paniami kucharkami, które robiły mi u siebie, na dole, chleb z masłem i herbatę.

W sytuacjach pozaprzedszkolnych też nie byłam pewnym siebie dzieckiem. Nie wiem jednak, czy to była nieśmiałość, czy lęk, czy być może nadmierne posłuszeństwo. Wypuszczona na podwórko, wracałam po kilku godzinach tak samo czysta, jak wyszłam, podczas gdy inne dzieciaki kończyły zabawę umorusane jak prosiaki, z dziurami na kolanach i w pozaciąganych swetrach.

Pamiętam jeden ciekawy moment, który jest chyba najlepszą lustracją mojej nieśmiałości. Byłam z rodzicami z wizytą u ich znajomych, którzy w mieszkaniu mieli zamontowaną we framudze drzwi huśtawkę. Pozwolili mi z niej skorzystać. Dorośli zajęli się rozmową, a ja huśtaniem. W pewnym momencie zrobiłam niefortunny obrót i zawisłam głową w dół, z nogami w górze. I tak w milczeniu tkwiłam w tej dziwnej pozie, dopóki dorośli nie zobaczyli, co mi się przytrafiło. Nie miałam odwagi zwrócić na siebie uwagi i wolałam niekomfortową pozycję, niż odezwanie się w cudzym domu.

Dziś, kiedy o tym myślę, zastanawiam się, co ja miałam w głowie?

Zwykle wybierałam sobie kameralne i ciemne miejsca do zabawy. Budowałam bazę pod stołem, ukrywałam się w szafie, uwielbiałam buszować po strychu, odkrywając rodzinne „skarby”.

Dorastałam w przeświadczeniu, że powinnam siedzieć cicho w kącie, a i tak mnie znajdą.

Może to była kwestia takiego a nie innego czasu i modelu wychowania? Rodzice nie uczyli nas przebojowości, odwagi, nie afirmowali nas? Dorastaliśmy bez umiejętności, ale też bez potrzeby autopromocji, nieprzygotowani do nowych czasów, które nadeszły po upadku komuny. Do czasów rozpychania się łokciami.

Nieśmiałość i skromność stały się passe. O jakże wstydziłam się swoich rumieńców, widomego znaku zażenowania, nad którymi nie miałam żadnej kontroli. A im bardziej się wstydziłam, tym bardziej rumieniłam.

Aż przyszedł czas, kiedy mi to wszystko minęło. Jak ręką odjął. Nie wiem, kiedy i dlaczego to się stało. A co gorsze – nie wiem, czy dobrze, że tak się stało? Bo dziś mogłabym świętować 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *