Walka z wiatrakami

Z natury jestem legalistką, przynajmniej staram się przestrzegać przepisów, nawet jeśli budzą mój sprzeciw brakiem logiki. Wychodzę z założenia, że może moje poczucie sensu nie jest właściwe, bo subiektywne, poza tym szkoda mi czasu i pieniędzy, by walczyć z prawem, choćby było kulawe.

Dlatego choć to niewygodne i uciążliwe, noszę maseczkę nawet na otwartej przestrzeni w mieście i to nawet wtedy, gdy uprawiam sport. Wczoraj, chcąc sprawdzić nowe ścieżki rowerowe, pojechałam nad lokalny zalew – miejsce popularne przez złotoryjan, szczególnie w taką pogodę jak ostatniej niedzieli. Jechałam w gęstym tłumie, lawirując miedzy spacerowiczami i czułam się jak idiotka z tą maseczką na twarzy. Szczególnie, kiedy widziałam kpiące spojrzenia przechodniów. Byłam jedną z nielicznych zamaskowanych, mimo że – jak wspomniałam – wokół roiło się od złaknionych słońca ludzi.

Nie było to jakieś traumatyczne przeżycie, ale nasunęła mi się refleksja, że przy takim braku dyscypliny długo nie wyjdziemy z tego bagna. Na własne życzenie. Solidaryzm społeczny to obce rodakom zjawisko. W samym szczycie kolejnej fali epidemii, gdy oddziały szpitalne zapełnione są po brzegi, gdy umierają ludzie chorzy na inne niż covid choroby, bo nie ma już ich gdzie i komu leczyć, moi rodacy kupują fałszywe wyniki testów, bo zaplanowali wylot na Zanzibar za połowę ceny.

Nie chcę moralizować, bo to nikomu nie pomoże, chcę tylko przytoczyć jedną sytuację. Wczoraj usłyszałam opowieść matki, która w ubiegłym tygodniu żegnała swojego syna. Niespełna trzydziestoletni mężczyzna zmarł na covid. Zmarł w samotności. Nikt z rodziny nie towarzyszył mu w tym odchodzeniu. Rozpacz matki można sobie tylko wyobrazić. Można też wyobrazić sobie, kiedy kupowała mu na tę ostatnią drogę marynarkę, jak zwykle nosił i koszulę taką, jak lubił, choć wiedziała, że i tak nikt go w to nie ubierze.

Powiedziałam to znajomemu, a on stwierdził: „Wiesz, ja i tak jakoś w ten covid nie wierzę. ”Tak, on i setki innych nie wierzą w covid. Nie zmienia to faktu, że covid wierzy w nich i w ich niefrasobliwość.

P.S. Jeśli ktoś chce mi napisać, że jestem śmieszna i naiwna, niech sobie daruje. Wolę być śmieszna i naiwna, niż przyczynić się do czyjegoś nieszczęścia.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *