Bzy, rzepaki i niepokoje

Poza wrześniowo-październikową złotą jesienią tylko maj może konkurować o palmę pierwszeństwa w kategorii czas na zdjęcia. Kiedy zaczynają kwitnąć rzepaki, oczy mi się radują. Dziś znajomy powiedział mi, że miarą dojrzałości człowieka jest umiejętność zachwycania się kwitnącymi na żółto polami. Młodzi tego nie umieją docenić, a szczególnie rzepakowego aromatu. Oznacza to, że jestem jak najbardziej dojrzałą 🙂

Nie mogę przejść/przejechać obojętnie obok feerii barw i zapachów: żółto-zielonych pól, bieli kaliny i fioletu bzów.

A propos bzów – wczoraj rano Mąż obudził mnie, kładąc na łóżku zerwaną w ogrodzie bzową gałązkę. Pomyślałam sobie: Łomatkobosko, co on przeskrobał, że mi kwiaty z rana do łóżka przynosi? Niepokój mieszał mi się z zaskoczeniem, bo ostatnie kwiaty, jakie dostałam o Męża były ze służbowej okazji, a prywatnie to chyba w 1986(!) roku przyniósł mi bukiet konwalii. Ale wtedy byłam młoda i jeszcze niezdobyta a tym bardziej niezaobrączkowana. Teraz wszystkie te cechy i stany przeszły już do historii, więc o co chodzi?

Na szczęście Mąż szybko mi wytłumaczył, że ten bez to po to, by sprawdzić, czy nie straciłam węchu. I od razu poczułam ulgę, że jednak wszystko jest po staremu i nie nastąpiła tu pomyłka czy żadna nieoczekiwana zmiana osobowości. Ale gdzieś na dnie duszy tli się nadzieja, że niedługo zaskoczy mnie śniadaniem do łóżka, bo przecież mógłby sprawdzić, czy z moim smakiem też wszystko w normie 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *