Kupa na wycieraczce

Lipy pachną jak szalone. Dzięki zimnej wiośnie pachną tak, jak trzeba – w lipcu. Piję truskawkowy koktajl, wróciłam właśnie z pięknego koncertu fortepianowego. Zrobiłam karkówkę z grzybami i nie zapomniałam dodać żadnego ze składników. Jest OK. Mam dobry dzień. Nie wydarzyło się nic wyjątkowego, ale wystarczy kilka drobnych przyjemnostek. Nauczyłam się doceniać dni i cieszyć się nimi. Czasem wystarczy tylko(!) to, że jesteśmy zdrowi. Ale nie każdy dziś ma dobry dzień. Może komuś pękła rura w łazience albo pryszcz wyskoczył na czole, a może po prostu wstał lewą nogą. Bywa. Wtedy trzeba liczyć, że jutro będzie lepiej. Wiem, że nie każdy umie tak myśleć. Gorzej, jeśli ten ktoś pozazdrości innemu dobrego dnia i postanowi mu zepsuć samopoczucie, bo co takiemu morda będzie się cieszyć. Łatwo jest wytracić kogoś z dobrego nastroju. Można mu na przykład powiedzieć, że jest głupi, brzydki i niepotrzebny. Nie w twarz, bo to wymaga zbyt wiele wysiłku i odwagi. Teraz można komuś napisać tak na fejsbukowym profilu. Zostawić komuś takie wirtualne ekskrementy na wirtualnej wycieraczce.

Wczoraj dostałam taki prezent. Ktoś mi napisał, że bez sensu piszę do Echa, bo moje teksty są beznadziejne i szkoda czasu na ich czytanie, bo to brednie itp. (w dowolnym tłumaczeniu tak to brzmiało). Na początku stwierdziłam, że przecież każdy ma prawo do własnej opinii i nie każdemu musi podobać się to, co robię, tym bardziej, że nie jestem profesjonalistką. Nie jestem też zupą pomidorową i nie wszyscy muszą mnie lubić. Co więcej – sama nie lubię pomidorowej 😉

Przypomniałam sobie, że jest taka zasada, według której tylko ten, kto nic nie robi, nie popełnia błędów, a ja niestety robię, więc popełniam. Przypomniałam sobie również to, że jestem już opancerzona, z niejedną krytyczną opinią spotkałam się, szczególnie w kilku ostatnich latach, więc choć może jest mi trochę przykro, to się z tego otrząsnę i pójdę dalej. I wepchnęłabym ten incydent do zakamarków podświadomości, ale pani nie dała za wygraną. Pod innym postem na moim fanpage zamieściła tak zwany komentarz „z odwłoku”, że ja się bawię nad rzeką, a mój „mąż topi miasto w asfalcie”. Na końcu padło słowo „wstyd!”. O, myślę, to jednak nie chodzi o moje teksty, a o mojego Męża. Znowu dostałam rykoszetem, bo komuś nie w smak to, co robi mój Mąż. Już miałam odetchnąć z ulgą, ale zaraz przyszła myśl, że chcąc mi dopiec, bo nie zgadza się z polityką miasta (logiczne, prawda?), komentatorka sprawiła przykrość kilku nieznanym sobie osobom, których wypowiedzi przytaczam w swoich artykułach. Tak to teraz działa. Pani miała zły dzień. Wybaczam, bo wiem, że nie ma złych ludzi, są tylko złe dni. Wybaczam, bo dziś znów pachną lipy, świeci słońce i musi być dobry dzień. Dla wszystkich.

A gówienka z wycieraczki wyrzucam tam, gdzie ich miejsce. Rzecz jasna – wirtualnie


Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *