Leśny prysznic na spontanie

W wakacjach najpiękniejsze jest to, że bez względu na porę dnia robię, co chcę. Na ogół zwykle robię, co chcę, ale czasem tylko po pracy, bo w pracy robię to, co myślę, że lubię, a to pewna różnica.

Dlatego podczas wakacji poddaję się spontanicznym odruchom. Na przykład spontanicznie dziś wymyłam cztery i pół okna. Pół, bo to ostatnie tylko od brudnej strony. Spontanicznie też wzięłam kijki, auto i pojechałam do lasu, bo dzięki warsztatom dowiedziałam się, że kąpiele leśne wyciszają, a po dwóch kawach i przejrzeniu internetów nerwy mi się trochę rozstroiły. Trzeba było je lekko stonować, zatem ruszyłam w las. Ruszyłam sama, bo nie wszyscy przecież mogą pozwolić sobie na podobny spontan, a poza tym, żeby trening uważności się udał, lepiej nie zakłócać ciszy gadaniem. W towarzystwie nie zawsze uda się milczeć.

Weszłam do lasu i przez kilka kilometrów byłam tylko ja, fauna i flora. Żadnego innego przedstawiciela naczelnych. Na początku bardzo mi się to podobało. Sami dobrze wiecie, że plączący się pod nogami turyści mogą zepsuć najpiękniejszą wyprawę. Szłam powoli, tak jak zalecane. Cieszyłam oczy rozmaitymi odcieniami zieleni, kolorami liści, które przedwcześnie zaczęły się barwić na żółto, kolekcjonowałam kadry. Weszłam na wieżę widokową, która zwykle jest miejscem biesiadnym. Teraz stała pusta, więc delektowałam się ciszą i pofalowaną linią horyzontu.

Gdy już sfotografowałam każdą stronę świata, ruszyłam dalej. Las się zmieniał, z buczyny weszłam w świerczynę, zrobiło się ciemniej, a wokół mnie ani żywej duszy, bo nie wiem, czy ślimaki, komary, muchy i ptaki mają dusze. Komary na pewno nie!

Całą drogę, zgodnie z teorią leśnej kąpieli, starałam się wdychać, wąchać, słuchać…Jednak po kilku kilometrach samotność, czyli to, co brałam za dobrą monetę, zaczęła mi coraz bardziej przeszkadzać, wprowadzać w lekki dyskomfort. Doszło do tego, że oglądałam się za siebie, słysząc podejrzane dźwięki. Zanim pojęłam, że to chlupocze woda w butelce niesiona w plecaku, miałam już serce w okolicach gardła. Wystraszona tym bezludziem i własnym plecakiem zdecydowałam, że za żadne skarby nie wrócę do auta tą samą trasą. Chcę do ludzi, do cywilizacji. Dlatego, kiedy tylko leśna ścieżka przecięła szosę, zdecydowałam się porzucić naturę na rzecz asfaltu, pędzących aut i mniej spektakularnych widoków.

I tak zamiast leśnej kąpieli miałam leśny prysznic, ale to nic – pierwsze koty za płoty. Następnym razem wezmę ze sobą jakieś milczące towarzystwo. Może psa. Albo Męża. Wszystko jedno, bo żaden nie chce ze mną gadać 😊.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *