Poniedziałek o świcie

Stoję rano przed lustrem i, jak każdego ranka, zadaję sobie pytanie: kim jest ta kobieta? Trochę podobna do mojej mamy, tylko włosy dłuższe, oczy nie tak ciemne, nie kasztanowe i cera zdecydowanie jaśniejsza.

Kim jest ta kobieta, co mieszka w mojej łazience po drugiej stronie szklanej tafli? To nie mogę być ja. Ja mam wciąż szesnaście lat i chude nogi, i piegi na nosie. I głowę pełną marzeń, i niezliczone scenariusze na życie. Mnóstwo buntu i deficyt pokory. Za to cały repertuar pretensji do świata i nie mniej kompleksów.

Patrzę na starą kobietę, która mnie prześladuje i przedrzeźnia, gdy robię poranną charakteryzację. Kiedy tuszuję rzęsy wokół coraz bledszych, od patrzenia na obrazy, rozcieńczonych łzami tęczówek, nakładam pomadkę na usta, bo straciły kolor od pocałunków czy wypowiedzianych gorzkich słów, kamufluję pudrem siateczkę zmarszczek wokół oczu, które mrużę, gdy nie włożę okularów.

Kobieta z naprzeciwka drwi ze mnie, kiedy zakrywam w sobie tego dzieciaka, którym myślę, że jestem. Z lustra parzy na mnie złośliwie, kiedy łudzę się, że jutro na pewno będzie lepiej. Bo rzeczywiście nie jest. I tak z dnia na dzień, mam wrażenie, coraz bardziej upodabniam się do tej dojrzałej kobiety z nitkami siwych włosów, która już wie, że marzenia szesnastolatki zastąpiło doświadczenie, bunt – pokora, a scenariusz na życie rozsypuje się jak pisana przez grafomana telenowela bez punktu kulminacyjnego, ale za to z szeregiem intryg.

Stoję przed lustrem i wiem, że jest moją szklaną kulą, w której widzę przyszłość, widzę, jak ciało wyprzeda ducha w tym życiowym maratonie Ale dopóki biegną w takiej kolejności, nic jeszcze nie jest stracone 😉.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *