O oparach absurdu, czyli być jak Józef K.

Opowiem Wam pewną historię. Nie mam talentu Grishama, nie potrafię pisać thrillerów sądowych ani wchodzić w klimat absurdu jak Kafka, ale spróbuję w miarę logicznie przedstawić przygodę, w jaką się uwikłałam, jej konsekwencje i finał, który dziś poznałam.

Wszystko zaczęło się pod koniec października 2020 roku, kiedy w odruchu oburzenia na wyrok quasi-Trybunału Konstytucyjnego w/s aborcji wyszłam na ulice naszego miasta zaprotestować, zamanifestować swoją solidarność z innymi kobietami. Jakim to się odbiło echem, nie będę opisywać, bo już wiele miejsca we właściwym czasie temu poświęciłam. Muszę jednak wspomnieć, że tak zwana opinia publiczna nie zostawiła na mnie suchej nitki, odmawiając mi czci i wiary, a nawet prawa do uprawiania zawodu. Byli też tacy, który chcieli mnie „wypalić ogniem” i wyrzucić z miasta. Nie będę tu przytaczać epitetów, które funkcjonowały w kontekście mojego nazwiska na forach rad powiatu czy innych komisji 😉

Niektórzy posunęli się tak daleko, że agresywne i szkalujące mnie komentarze umieścili – rzecz jasna – anonimowo na portalach internetowych. Jestem osobą cierpliwą i raczej nieawanturującą się, ale mam też wrażliwość i poczucie dumy, więc w końcu zareagowałam na to i złożyłam na komendzie zawiadomienie o popełnieniu przestępstwa. Dla porządku nadmienię, że zrobiłam to pod koniec listopada 2020. W grudniu już, po trzech tygodniach otrzymałam informację z prokuratury, że wszczęła postępowanie. Przyjęłam to z radością, bo zewsząd słyszałam, że nie mam co liczyć na ruch ze strony organów ścigania. Mijały tygodnie, miesiące, moje emocje dawno już opadły, prawie zapomniałam o zdarzeniu, kiedy w maju 2021 dostałam pismo z prokuratury, że umarza postępowanie z powodu niewykrycia sprawcy, bo internauta, autor komentarza posługiwał się zmiennym IP. O żeż ty, pomyślałam o podpisanym na dokumencie człowieku, tak się ze mną bawisz? Nerw mi się najeżył, krew zawrzała, ciśnienie poszło w górę. Jak to nie można znaleźć człowieka, który grozi drugiemu człowiekowi w internecie, gdzie jak mówią, nic nie ginie i każdego można namierzyć? Za poradą syna biegłego i w sprawach internetu, i prawa złożyłam do sądu zażalenie na pracę prokuratury. Błyskawicznie, bo w czerwcu dostałam pismo z odpowiedzią, że moja sprawa zostanie rozpatrzona ….uwaga…14 października 2021. No ok, dobrze, że w ogóle – pomyślałam i oddałam się zupełnie innym sprawom, wszak kończył się rok szkolny i trzeba było klasyfikować młodzież, a potem przyszły wakacje. Po wakacjach już prawie nie pamiętałam, że jakaś sprawa w mojej sprawie się toczy. Aż tu nagle tuż przed Dniem Nauczyciela otrzymuję telefon z sądu, że rozprawa wyznaczona na 14 października z powodów niezależnych od dzwoniącego do mnie pana odbędzie się później. To „później”, zgodnie z otrzymaną korespondencją z sądu okazało się 1 grudnia. Pomyślałam sobie – ok, skoro tyle czekałam, to poczekam jeszcze, cóż to jest parę miesięcy w obliczu wieczności i sprawiedliwości. Ale ten 1 grudnia przyszedł szybciej niż tego się spodziewałam i okazało się podczas rozprawy, że moje zażalenie jest słuszne, bo śledztwo w opinii sadu było prowadzone nierzetelnie, dlatego powinno zostać ponownie przeprowadzone. Ucieszyłam się, ale wiedziałam, że wygrałam bitwę, a nie wojnę.

Jak bardzo nie wygrałam wojny, okazało się dziś, kiedy dostałam kolejne pismo z prokuratury z ponownym umorzeniem postepowania, a powodem owego umorzenia jest …uwaga…brak danych telekomunikacyjnych (autora komentarza), bo takie dane przetrzymywane były na serwerach do 13 listopada 2021 r. Czyli w momencie wydania wyroku przez sąd już nie miałam szans na kolejne rzetelne śledztwo.

I tak poczułam się jak namiastka Józefa K w wersji rzeczywistej, w konkretnym miejscu i czasie. Przyznam, że treść pisma, choć powinna mnie zasmucić, wprowadzić w poczucie beznadziei, tak naprawdę rozbawiła mnie, jakby po otwarciu koperty z pieczątką prokuratury owiały mnie opary absurdu. A tak na koniec dodam, że ani policja ani prokuratura nie muszą ustalać tak trudnego dla nich do zidentyfikowania autora plugawych komentarzy. Ja go znam. I tyle wystarczy. Musi.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *