Obym się myliła

Oglądam wiadomości z Ukrainy i lecą mi łzy. Czasem mówi się, że boli serce, ale to zwykle jest metafora. A dziś czuję, że rzeczywiście boli na widok dramatu ludzi, którzy jeszcze kilka dni temu żyli jak my. Chodzili do pracy, do szkół, odpoczywali przy kawie, czytali książki, kochali się. Dławi mnie przerażenie, jak to wszystko jest nietrwałe i jak mało zależy od nas samych, od naszej woli, jak kruche są marzenia, plany. Oglądam te obrazy wojny w ciepłym domu, gdzie mam prąd, wodę, jedzenie. W domu, który nie jest celem zbłąkanego pocisku. Powinnam czuć ulgę. Ale nie czuję, bo nie umiem wyprzeć z głowy tych obrazów, które przed chwilą zobaczyłam w telewizji. Nie umiem przestać myśleć o zdjęciu rodziny, w której ewakuację zaangażował się mój brat, człowiek o pojemnym sercu. Na zdjęciu, które mi przysłał z granicy jest kilkoro dzieci z matkami. Wszyscy w zniszczonych drogą butach, bo do Polski szli kilometrami. Teraz są bezpieczni i mają już spokój, względny spokój, bo po drugiej stronie granicy zostali ich bliscy.

Nie możemy powstrzymać wojny, nie jesteśmy w stanie zatrzymać szaleńca, ale możemy złagodzić ból tych, którzy stali się jego ofiarami. I cieszy mnie to, że jako naród tak bardzo podzielony stanęliśmy ramię w ramię, by pomagać ludziom w potrzebie. Oby tej zgody i solidarności starczyło nam na tyle, ile trzeba. Bo dramat Ukrainy może trwać długo. Mam nadzieje, że nie oswoimy się z nim, tak, jak z pandemią, kiedy to liczby ofiar przestały na nas robić wrażenie. Boję się, że skoro ludzie mają zdolność do adaptacji nawet w nieludzkich warunkach, to po kilku tygodniach wszystko nam spowszednieje i zacznie się obojętność Obym się myliła. Tym razem mam taką nadzieję. Bądźmy razem!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *