Biorę Was na świadków :)

Korzystam ile wlezie z pięknego majowego weekendu. Korzysta tak intensywnie, że nie wiem, co najpierw, czy czytać książkę, czy przejechać się rowerem, czy leżeć i nie robić nic, bo za tydzień już nie będę sobie mogła na to pozwolić. Za tydzień będę siedzieć w Legnicy i uszczęśliwiać maturzystów, doszukując się sensu w bezsensie i punktować to, co autor miał na myśli, ale mu język niezbyt giętki przeszkodził w wyrażeniu. Po raz nasty będę egzaminatorem i po raz ostatni.

Piszę to tu, bo jak nie napiszę i nie będę miała świadków, to znów za rok nie wykażę się asertywnością i zgodzę się sprawdzać matury. Już w tym roku bardzo ociągałam się z kliknięciem „zgadzam się” w formularzu, który Okręgowa Komisja Egzaminacyjna do mnie wystosowała. Aż to do mnie niepodobne, bo od kiedy obowiązuje formuła matury sprawdzanej zewnętrznie przez certyfikowanych egzaminatorów, tylko raz opuściłam sesję, bo po prostu byłam na długim L4. Co roku uznawałam za zaszczyt fakt, że mnie powołują do ocen prac i traktowałam owe powołanie nomen omen jak powołanie. Nawet niekoniecznie nęciły mnie stawki za sprawdzony arkusz (choć to też miało swój walor), ale możliwość podniesienia swoich kwalifikacji. Jednak co roku tez czułam coraz to większą frustrację z powodu tego, że jest jakiś odgórny, formalnie niepisany nacisk, by oceniać lepiej niż prace na to zasługują. Czułam dysonans poznawczy, kiedy czytałam wypracowania na poziomie rozszerzonym, w którym maturzysta przywoływał serial „Świat według Kiepskich” lub losy krasnoludków i Śnieżki, a ja musiałam uznać to za słusznie wskazany kontekst literacki luk kulturowy. I siłą rzeczy przyznać punkty, podczas gdy inna komisja, wrocławska lub opolska bardzo radykalnie cięła punkty u moich uczniów, bo tam optyka egzaminatorów z wybitnych liceów czyniła z nich bardzo wymagających.

Zawsze jednak na pocieszenie po miesiącu lub dwóch na moje konto wpływała kwota tysiąca z hakiem za dwa weekendy pracy.W tym roku postanowiłam, że z tym koniec. Już nie nęci mnie to wynagrodzenie (niezmieniające się od lat). Za sprawą nowych przepisów podatkowych zarobimy mniej niż w ubiegłych latach. Szefowie mają przekonanie, że nauczyciel jest tak biedny i zdesperowany, że będzie rzucał się na każdą możliwość dodatkowego zarobku? Z tego i innych powodów za rok już na pewno nie będę brać udziału w dwuweekendowym praniu mózgu, w ślepieniu w nieczytelne pismo i w niekończących się szkoleniach, jak sprawdzać, bo potem i tak się okazuje, że teoria w prawo, a praktyka w lewo.

W tym roku na dokładkę OKE „uszczęśliwiła” egzaminatorów dodatkowym szkoleniem, tym razem on-line, jakby to, co i tak zawsze się odbywa, było niewystarczające. To już rodzi mój bunt i poczucie krzywdy, bo szefowie założyli, że jesteśmy coraz głupsi, więc trzeba nas wciąż przyuczać. A ja uważam, że do szkoły powinni wrócić ci, którzy wymyślają kolejne formuły matur, jak na przykład tę obowiązującą od następnego roku.

Ale tak jak napisałam, w przyszłym roku sprawdzać nie mam zamiaru. Niech robią to młodsi egzaminatorzy. Tylko gdzie oni są?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *