Pomaturalna chandra

Dopadła mnie doroczna chandra po skończonej sesji egzaminacyjnej. W gruncie rzeczy po kilkunastu latach egzaminowania mogłabym już dać sobie spokój z jakimiś emocjami i znieczulić się, oblec w krokodylą skórę, a ja z krokodylem mam tyle wspólnego, że zapłakałabym jego łzami, ale wyjątkowo – szczerymi, gdyby nie szkoda mi było makijażu. Zapłakałabym przede wszystkim nad sobą jako polonistką i wszystkimi innymi, którzy poszli tą drogą, a bardziej ślepą uliczką, walcząc z wiatrakami, chcąc uwrażliwić humanistycznie młode pokolenie, nauczyć je czytać, pisać, dyskutować, a przede wszystkim myśleć.

Niestety, to młode pokolenie nie traktuje nas serio. Trudno też mu się dziwić, przecież „polonista to nie zawód” – jak pisał Waligórski. Polonista nie ma charyzmy celebryty, piłkarza, zawodnika MMA, youtubera, influencera. Co ma do zaoferowania? Koszyk książek zakurzonych pyłem historii? Opowieści o dramatach sprzed wieku? Garść cytatów z Horacego? Szczyptę ironii Szymborskiej? Komu to dziś potrzebne? „Wesele”, „Dziady”, „Lalka”, „Chłopi” – kto to dziś czyta? Wiem, tego się nie da czytać, gdy dziś język polski ograniczył się do kilkunastu słów, z czego większość do niedawna uchodziła za wulgarne. Tego nie da się czytać, bo trąci stęchlizną, a nikt z decydentów nie ma odwagi ani potrzeby przewietrzyć tej lekturowej biblioteki.

Jednak nie oszukujmy się, jeśli młody człowiek nie czyta, to nie będzie czytał jako starszy człowiek, jeśli do pełnoletności nie nauczy się pisać, nie będzie pisał też później, to samo z myśleniem. Dziś maturzysta nie widzi różnicy między okupacją a zaborami, miedzy obozem pracy a koncentracyjnym, nie odróżnia czapki z piórem od kapelusza, a złotego rogu od trąbki. W pracy przytacza „szczelanki”, seriale Netflixa albo soft porno „365 dni”. I trudno się dziwić, kiedy z mediów płyną newsy o tym, że kobieta wyhodowała sobie dwudziestokilkucentymetrowe paznokcie, kto się z kim rozwiódł po programie ŚOPW, że Izabela Krzan przyćmiła długimi nogami na wyborach Miss Polski wszystkie kandydatki, a prezydent Duda rozmawia z prezydentem Zełenskim o Eurowizji…Rośnie pokolenie, którego trendy kulturowe wyznacza Tik Tok i Instagram, a styl komunikacji Twitter. Wiem, że nie zawrócę Wisły ani Kaczawy kijem, że nie cofnę czasu, mogę tylko nucić, „że najbardziej mi żal: kolorowych jarmarków, blaszanych zegarków, pierzastych kogucików…”I dopada mnie czarnowidztwo, że jako ludzkość płyniemy Titaniciem, orkiestra skocznie gra, pasażerowie lśnią brokatem jak – nie przymierzając – Anna Lewandowska w Cannes, a góra lodowa za kilka kilometrów…Nie zniszczy nas pewnie bomba jądrowa, nie globalne ocieplenie czy przybysze z innej galaktyki, zniszczy nas ewolucja, bo skurczą nam się mózgi. Pal licho moje pokolenie – i tak niedługo dopadnie nas Alzheimer, ale co z kolejnymi generacjami?

P.S. Nie myślcie, że piszę o tym z nutką histerii, bo maturzyści nie znają lektur. Zapytajcie matematyka, czy młodzież potrafi dodawać ułamki.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *