Trochę arytmetyki

Dziś na lekcji podczas zapisywania tematu w zeszycie uczeń zapytał, który dziś jest?
– 12 września – odpowiadam i zaraz włącza mi się tryb: belfer, więc kontynuuję: a jaką rocznicę wczoraj obchodziliśmy?
– Ataku na WTC – odpowiadają dzieciaki, bo dość ogarnięte są.
– A która to rocznica? – nie odpuszczam, bo jak wejdę w ten tryb, to trudno mi się z niego otrząsnąć 😉


– 21. – błyskawicznie odpowiada dziecko.
I wtedy myślę sobie – a tu cię mam, bo wcale nie 21. więc sceptycznie pytam:
– Na pewno?
– Tak – z uporem odpowiada mądrala. I właśnie uświadamiam sobie, że faktycznie upłynęło już 21 lat i siedzące przede mną dzieciaki jeszcze się sobie ani rodzicom nie śniły, kiedy świat przeżywał atak na Dwie Wieże. A przecież to było tak niedawno! Pamiętam jak dziś, gdy jechałam na zebranie rodziców do szkoły, słuchając w samochodowym radiu dramatycznych relacji. Świat wstrzymywał oddech, bo nie tyko waliły się wieżowce, ale też nasze poczucie bezpieczeństwa obracało się w gruzy. I nikt nie wiedział, co dalej będzie. Tak, to było 21 lat temu, a ja straciłam poczucie czasu. I ogarnęło mnie przerażenie, że jeszcze kilka lat temu dla moich uczniów te wydarzenia były ich współczesnością, teraz mam przed sobą pokolenie, dla którego pewne fakty z niedawnej przeszłości są tylko rozdziałami w podręczniku.

Przyznam, że nawet nie mam ochoty liczyć, jaki czasowy dystans dzieli mnie i moich wychowanków. Kiedyś, gdy były tradycyjne dzienniki lekcyjne, wychowawca skrupulatnie wypełniał wszystkie rubryki z danymi swoich podopiecznych, zatem daty urodzin znał dokładnie, a prosta arytmetyka pozwalałam nawet mimochodem obliczyć tę różnicę wieku. Zresztą kiedyś nie była ona takim problemem. Dziś to wszystko wypełnia sekretariat i wychowawca często musi dłużej pomyśleć, by odpowiedzieć na pytanie o rocznik swoich uczniów. Kiedy zaczynałam pracę, moi wychowankowie byli o 8 lat młodsi ode mnie. Można powiedzieć, że byli jak młodsze rodzeństwo, po latach miałam wychowanków w wieku własnych dzieci, niedługo będę „robić” za babcię. Ale nawet nie chodzi tu o niepojęty upływ czasu, a bardziej o to, że coraz trudniej nam się porozumieć. Różnice generacyjne sprawiają, że mówimy różnymi językami i stosujemy inny kod kulturowy. Ostatnio z niedowierzaniem przyjęłam refleksję maturzystów, że nie poruszają ich historie z „Medalionów”, bo im się okrucieństwo po prostu przejadło. Tyle tego wokół, że jedna czy druga opowieść o głodzie, śmierci, torturach nie mąci ich świadomości.

Nie oskarżam tu wcale młodego pokolenia o cynizm (choć pierwotnie taka myśl mi się nasunęła, że mam przed sobą wyzutą z empatii młodzież) wskazuję tylko na to, jak bardzo już powinnam być na emeryturze 😉

I jak bardzo brakuje tych, którym może łatwiej byłoby nawiązać kontakt z młodym człowiekiem.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *