Co dobrego słychać?

W kalendarzu świąt nietypowych we wrześniu jest Dzień Dobrej Wiadomości. Podejrzewam, że niewielu z Was o tym wie, a ci, którzy wiedzą, mają z tym problem. Konkretnie z tym, jak obchodzić to święto. Skąd wziąć dobre wiadomości? Na pewno nie z telewizora, radia lub internetu. Tam lepiej nie zaglądać w taki dzień, a najlepiej w każdy inny również omijać media szerokim zakosem, jeśli nie chcemy popaść w stan zbliżony do stuporu, katatonii, ewentualnie – w najlepszym przypadku – nabawić się rozdrażnienia emocjonalnego. Dobrych wiadomości tam jak na lekarstwo. Najlepiej ich szukać w prognozie pogody, ale też nie ma gwarancji, że zapowiedź deszczu mimo suszy wszystkich uszczęśliwi, bo ktoś mógł zaplanować na ten moment rozwieszanie prania w ogrodzie.

Gdzie w takim razie szukać dobrych wiadomości? Może w życiu, w tak zwanym realu? Między jednym, dopiero co ugaszonym pożarem a kolejnym, który jeszcze nie wybuchł? Ktoś powie: to niełatwe, życie jest coraz trudniejsze, ciężko jest… Mam koleżankę, która ma irytujący z punktu widzenia pesymisty i malkontenta zwyczaj rozpoczynania rozmowy pytaniem: Co dobrego u ciebie słychać?

Czasem mam ochotę ją udusić, bo akurat, kiedy dzwoni, głowa mi pęka z bólu, Mąż mnie wkurzył maksymalnie, minister od edukacji znowu sponiewierał nauczycieli, a na konto przyszła mi wypłata zaledwie o tysiąc wyższa od minimalnej krajowej… więc co mam jej powiedzieć? Najbardziej dyplomatyczne byłoby: Stara bieda, ale zaraz usłyszę: Dobrze, że nie nowa. Dlatego, by nie wyjść na smutasa i nie robić za wampira energetycznego, uczę się wyłuskiwać z dnia, to, co radosne, afirmować miłe chwile i utrwalać w pamięci, po to, aby gdy znowu koleżanka do mnie zadzwoni, mieć listę odpowiedzi na pytanie: Co dobrego słychać? Na przykład to, że uczeń po zajęciach przyszedł do mnie i powiedział: To była ciekawa lekcja. Albo koleżanka dziś przyniosła pyszne ciasto do pracy. A synowa przysłała mi kolejne cudne zdjęcie wnusi, przy którym rozpływam się jak masło w temperaturze pokojowej.

To wyłuskiwanie dobrych wiadomości z dni i tygodni jest dla niewprawionych żmudną pracą. Szczególnie trudną dla ludzi, których łączy pasja do narzekania, ale po tygodniach treningów okazuje się, że można polubić nawet poniedziałki, kiedy sobie uświadomimy, jak fajnie jest móc przeżyć jeszcze jeden dzień z reszty swojego życia. Nawet jeśli jest początkiem czterdziestogodzinnego tygodnia pracy. Bo praca też może dawać satysfakcję. Czasem 🙂

Ostatnio na zajęciach integracyjnych z moimi pierwszoklasistami prowadząca zadała im pytanie o samopoczucie. Mieli określić, jak się czują tego konkretnego dnia i wyjaśnić, z czym to samopoczucie jest związane. Jeden z uczniów odpowiedział. Czuje się dobrze! Dlaczego: bo nie czuję się źle!

Ten młody człowiek dał mi kolejną lekcję życia, bo choć filozofię epikurejską znam z książek, to nie przypuszczałam, że naprawdę ktoś ją jeszcze dziś praktykuje. A przecież nie ma łatwiejszego przepisu na szczęście, jak cieszyć się brakiem nieszczęścia.

A więc, co dobrego u Was słychać?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *