Dlaczego nie poszłam na AWF :)

Kiedy patrzę na taki stos arkuszy do przerobu, który przyniosłam po maturach próbnych do domu, żałuję, że poszłam na polonistykę. Zresztą od koleżanek nie raz słyszę: mogłaś iść na AWF, nie musiałabyś tyle ślęczeć w papierach. Niby prawda. Mogłam iść, tyle że pewnie bym tam nie doszła, bo biorąc pod uwagę moje zamiłowanie do wychowania fizycznego, to malało ono wprost proporcjonalnie do mijanych lat edukacji. O ile jeszcze dość nieźle szło mi bieganie, bo miałam długie nogi i wagę raczej piórkową, to już gry zespołowe zupełnie nie były moją bajką (jako zadeklarowana indywidualistka nie umiałam pracować w grupie).

Pamiętacie takie traumatyczne przeżycie z lekcji wuefu, kiedy kapitanowie drużyny wybierali sobie zawodników? Ja tak! Bo zawsze zostawałam na końcu. Nawet przede mną była koleżanka, która dostawała kolki i zadyszki po przebiegnięciu pięciu metrów. W liceum wuef to cztery lata kombinowania, co by tu zrobić, żeby nie ćwiczyć. Przecież nie można było być cały miesiąc „niedysponowaną”, więc trzeba było znaleźć inne alibi na czas tej lekcji. Robienie gazetek, bieganie do miasta po chleb dla nauczycielki albo po prostu fałszowanie zwolnień z ćwiczeń. To moje grzeszki z tamtego czasu. Ale czemu się dziwić, kiedy w programie wuefu były te nieszczęsne gry zespołowe, stanie na rękach, na głowie, skok przez skrzynię. A propos skrzyni – kiedyś podczas wizytacji z kuratorium, która obejmowała i tę znienawidzoną przeze mnie lekcję, nie miałam wyjścia, musiałam ćwiczyć, więc moja wychowawczyni zagadywała ważnego gościa, a wuefistka z mozołem przepychała mnie przez skrzynię.
Zresztą owa wuefistka była jednym z niewielu nauczycieli, których się bałam i do dziś nawiedza mnie w snach, co mają niezmienną fabułę: Nie chodzę na wuef, przychodzi czas wystawiania ocen, ja nie mam żadnej, więc nauczycielka grozi mi nieklasyfikowaniem. Budzę się zwykle spocona, jakbym jednak była na tym wuefie.
Pani nauczycielka dziś pewnie nie uchowałaby się w szkole, w której uczeń zna swoje prawa bardziej niż obowiązki i każde krytyczne pod swoim adresem słowa interpretuje jako mobbing, hejt lub molestowanie. Wtedy wuefistka mogła sobie pozwolić na teksty typu: „Iwona, ty nie masz wcale brzucha, kości ci wystają, wodę chociaż rano pij, może go wypchasz”. Teraz chyba dałabym całą pensję, żeby usłyszeć taki tekst, ale wtedy po prostu chciałam się zapaść pod ziemię z upokorzenia.
Dziś już po 33 latach nie pamiętam, co miałam na świadectwie ukończenia liceum z wuefu. Podejrzewam, że nie była to zła ocena, bo mimo wszystko nauczycielka nie chciała nikomu z nas psuć średniej i wiedziała też, że nikt nigdy nie sprawdzi, co tak naprawdę umiem z tego przedmiotu. „Na AWF przecież nie pójdziesz” – mówiła.
Nie poszłam. Dlatego dziś patrzę na ten stos matur próbnych i wzdycham: na co mi to było!
O tym, dlaczego nie poszłam na ASP, też kiedyś napiszę  🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *