Tamte choinki

Dzisiaj, kiedy świąteczne ozdoby królują w sklepach od połowy listopada, z łezką wzruszenia w oku myślę o świętach i choinkach, których już nie ma. Wiem – to ten wiek, który zwraca oczy ku przeszłości, bo tam jest więcej zdarzeń, niż oferuje krótsza i niepewna przyszłość. Starsi to rozumieją, młodsi niebawem pojmą 😊 I może też z podobnym rozrzewnieniem będą wspominać swoją młodość, jak i ja to robię, szczególnie, gdy doskwiera mi miałkość codzienności 😉.

Ale miało być o choince, a nie codzienności. Choinka, za którą tęsknię, to ta, która stała w pokoiku na pięterku w babcinym domu na wsi. W tym pokoju spędziłam z rodzicami pierwsze swoje lata i z tego czasu zachowały mi się powidoki bożonarodzeniowego drzewka, które pielęgnuję jak relikwię tego rajskiego życia.

Zanim świerk stanął w kącie pokoju, dziadek musiał go przywieźć z lasu. Pamiętam, jak babcia strofowała go, by nie zgubił asygnaty. Słowo „asygnata” brzmiało dla mnie jak takie magiczne zaklęcie. Nie rozumiałam wtedy, że to zwykły urzędowy świstek stanowiący o legalności choinki w domu 😊. Bywało, że leśnicy chodzili na kontrole i sprawdzali, czy ustrojone świerki nie zostały skradzione z lasu.

Kiedy już „legalne” drzewko zostało oprawione z stojak, zaczynała się praca nad strojeniem gałązek. Ozdoby robiliśmy częściowo sami. Były to łańcuchy sklejane z bibuły, malowane na złoto orzechy włoskie, w które wbijaliśmy szpilki a do nich przywiązywaliśmy sznureczek-zawieszkę, były też długie, specjalnie na choinkę kupowane cukierki – paskudne w smaku, twarde (o ile pamiętam), ale ciekawie prezentujące się na drzewku. Były też bombki, ale nie takie jak teraz bez charakteru z chińskich dostaw. To były małe arcydzieła: szyszki, półksiężyce, muchomorki, baletnice, bałwanki, pszczółki, sople, baby w ludowych strojach, ozdoby w kształcie bohaterów dobranocek: „Gąska Balbinka” „Jacek i Agatka”, „Krecik”, „Bolek i Lolek” … Stłuczenie jakiejkolwiek z nich było powodem do dziecięcego płaczu. Ale z takiej zdekompletowanej bombki zawsze można było zrobić brokat wałkiem do ciasta i oprószyć nim bibułkowe ozdoby.

Na tych pierwszych choinkach, które zapisałam w swojej pamięci nie było jeszcze elektrycznych lampek, tylko świeczki. Na gałązkę wpinaliśmy metalowe żabki, a nich mocowaliśmy drobne świeczki. Wieczorami rodzice zapalali je, ale przed snem lub przed wyjściem z domu wszystkie trzeba było zgasić, bo otwarty ogień i świerkowe igły to, jak wiadomo, dość niebezpieczny związek. Zatem, trzeba było dużej ostrożności by słowo: „świecić” nie zamieniło się w: „palić”. To z tamtego czasu pochodzi dowcip:

-Mamo, choinka się pali.
-Nie mówi się pali, tylko świeci.
-Mamo, firanki też się świecą.
Niektórzy opowiadają go w wersji z telewizorem 😉

Choinka mojego dzieciństwa pachniała nieziemsko. Zapach lasu, igieł, żywicy mieszał się z aromatem pomarańczy i mandarynek, które wtedy były prawdziwym rarytasem, rzucanym do sklepów specjalnie na tę świąteczną okazję. Nikogo wtedy nie dziwiły mandarynki w roli ozdób choinkowych 😊.

Dziś ubieranie choinki nie ma już dla mnie tej magii, ale zawsze jest okazją, by choć na moment przenieść się w ten alternatywny świat wspomnień. Od lat kultywuję nową świecka tradycję, która wiąże się z nerwowym i często bezskutecznym poszukiwaniem stojaka lub bombek, bo nie pamiętam, gdzie je ubiegłego roku wyniosłam, z pośpiesznymi wizytami w markecie w celu nabycia tego, czego w konsekwencji nie znalazłam; polega na próbie rozplatania lampek (które ostatecznie okazują się zepsute) lub pionizowania drzewka, bo w sklepie wyglądało na proste, ale w domu ma tendencję do wyginania się na boki, pewnie za sprawą kotów polujących na wiszące ozdoby 😊. Z roku na rok wieszam coraz mniej bombek, bo wiem, że to ja będę potem rozbierać choinkę, więc po co sobie utrudniać życie, za te kilka dni, gdy przyjdzie wynosić drzewko (ile wtedy miejsca przybędzie!).

I mimo, że jest, jak jest, że nie ma asygnat, świeczek, bibułkowych łańcuchów, bombek Jacka i Agatki, a mandarynki i pomarańcze pachną cały rok, to choinka musi być, bo bez choinki po prostu nie ma świąt!

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *