Niebieska strona nieba

Boże Narodzenie. Zamiast białego puchu – szara breja, zamiast śniegowców – kalosze. Ale kto powiedział, że Bóg ma się narodzić w świecie skutym lodem, zasypanym śniegiem. Wystarczy, że rodzi się w chłodzie ludzkich serc. Kiedy wczoraj siadałam do wigilijnego stołu, na Zachodzie – w Paryżu trwały zamieszki po ataku szaleńca, Na Wschodzie – w Chersoniu spadały pociski, a mały kraj w środku Europy mieniący się przedmurzem chrześcijaństwa odgrodził się wysokim płotem od tych, co szukają schronienia i nowego domu. Tu Józef i Maryja na pewno nie znaleźliby swojej stajenki.

A ja wstałam od uginającego się od potraw stołu, idę polami, patrzę na słońce, bo dziś wreszcie przypomniało sobie, do czego zostało powołane i skubię dziką różę, smakując cierpki miąższ. I myślę, że mimo wszystko powinnam kochać to życie, bo nie mam innego i nigdzie od niego nie ucieknę. Mój Mąż, ucząc mnie podstaw fotografii, mówił, że zawsze po jednej stronie jest ta bardziej niebieska część nieba. Cieszę się, że teraz, dzisiaj jest ona nade mną.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *