Same niespodzianki

12 kopia

Przyjechałam do szkoły i … jak zwykle śmierdziało na podwórzu. Dym snuł się malowniczo wokół śmietnika, gdzie tliły się jakieś resztki polipropylenu czy innego badziewia. I znowu wszyscy udawali, że nic się nie stało (Polacy, nic sie nie stało – to ostatnio modny slogan). Ja w związku z tym też. Kiedy weszłam do naszej piwnicznej izby, którą ktoś w przypływie dobrego humoru lub nieposkromionej fantazji nazwał pokojem nauczycielskim, przeżyłam szok. Ciepło było. Brak mi słów, by wyrazić swoje zdumienie, ale i ogromną radość, że tym razem nie uszkodzę sobie szkliwa, szczękając zębami z zimna. I tak w przyjaznym cieple upłynęło mi siedem godzin, z różnym efektem przepracowanych. Aż nadeszła rada pedagogiczna, która zwykle siły mi odbiera. Tym razem było inaczej. Nawet zdenerwować sie nie zdążyłam, bo krótko było i na dodatek protokołowaniem mnie uraczono, więc nie miałam czasu na myślenie i analizowanie tego, co z ust szefostwa płynie. I stało się dobrze! Mogę protokołować co miesiąc. No … może trochę przesadziłam.

Dziś jeszcze zahaczyłam o Klub. Mało nas przyszło, ale nie w liczbie siła :). Mąż triumfował. Znowu zdjęcie tygodnia do niego należy. Mnie tym razem nie doceniono. Ale nic to. Raz na wozie raz pod wozem :).

Sprawdziłam dzisiaj wieczorem wszystkie diagnozy pierwszaków (oj fatalnie to wygląda). Wyrobiłam się zgodnie z narzuconym sobie planem. Tylko nieszczęsny wywiad leży odłogiem i nie mam pojęcia, kiedy go skończę. Muszę to zrobić przed wyjazdem do Przesieki, choć ciężko będzie. Do wyjazdu wszystko przygotowane. Poza rodziną, która znowu pozostawiona sama sobie, osierocona, bez kucharki i sprzątaczki wypadnie z rytmu albo, co gorsza, popadnie w stan rozpasania :).

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *