Takie miejsce

Dzisiaj załatwiałam pewne sprawy w kancelarii parafialnej w przyklasztornym kościele i czekając na swoją kolej w prawie pustym korytarzu klasztornym, wypełniałam sobie czas wspomnieniami. Cofnęłam się do lat, kiedy do tego klasztoru, co tydzień przychodziłam na lekcje religii. W salce katechetycznej najpierw pod okiem dobrotliwej siostry zakonnej, potem otyłego i mało sympatycznego księdza z przetłuszczonymi włosami (pod którym kiedyś połamało się krzesło) uczyliśmy się rysować anioły, stoły ołtarzowe, księży odprawiających msze, wyklejaliśmy zeszyty zbieranymi podczas nabożeństw obrazkami świętych albo za karę 100 razy pisaliśmy „W czasach zakazanych zabaw hucznych nie urządzać” bądź inne przykazanie, wobec którego wykazaliśmy lekceważący stosunek. Och, te grzechy dzieciństwa!

W liceum w tej samej salce toczyliśmy spory światopoglądowe z dość nerwowym kapłanem, który po latach wybrał zupełnie inną drogę, choć nie sądzę, że to my go do tego przekonaliśmy. Mimo, że wielu z nas miało w sobie młodzieńczy bunt i potrzebę manifestowania pewnej arogancji do świata, chodziliśmy na te lekcje religii na drugi koniec miasta do zimnej sali w dawnym klasztorze. I pewnie nie o same lekcje nam tu chodziło, ale o całą tę celebrę związaną popołudniowym wyjściem z domu, wyrwaniem się od lekcji, które trzeba było i tak potem odrobić, o wspólnie przemierzaną drogą w jedną i drugą stronę. To był czas dla nas, okazja do spotkań, do zahaczenia o cukiernię „Bolek i Lolek”, do zjedzenia melby, wypicia koktajlu truskawkowego albo do kupienia sobie frytek w małej smażalni w Rynku, skąd unosił się mało apetyczny zapach oleju wielokrotnego użytku, a same frytki miały barwę trupią, zbyt długo leżących obranych ziemniaków. Ale innych wtedy nie sprzedawali, więc te były rarytasem. Niektórzy kupowali placki ziemniaczane polane śmietaną. Jednak ja wtedy nie byłam amatorką takich smaków, zatem poprzestawałam na tych trupich i wiotkich frytkach, po których dziś mój żołądek stanąłby dęba.

Wyjście „na religię” było tez okazją do pierwszych randek, ale to już zupełnie inna historia.

Od wielu lat lekcje religii odbywają się w szkołach, są jednymi z wielu przedmiotów, wielu godzin w wypełnionym po brzegi uczniowskim kalendarzu. Coraz częściej młodzi rezygnują z tych zajęć. Nie wnikam w powody, choć się ich domyślam.

Ciekawe, czy cokolwiek by się zmieniło, gdyby lekcje te wróciły do miejsca, które bardziej się do tego nadaje?

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *