Tak mam

Mam za sobą dwa z sześciu dni szkolenia i mózg w konsystencji masła zostawionego w upalny dzień na kuchennym stole. Wczoraj bolało mnie myślenie, dziś do tego jeszcze doszedł kręgosłup. Nie tylko ja czuję się otumaniona, moja koleżanka niedoli, wracając z tego samego eventu, dziwiła się, dlaczego nie działają jej wycieraczki. Jeszcze bardziej się zdziwiła, gdy spostrzegła, że zamiast wycieraczek ma włączony kierunkowskaz 😉


Przyznam, że nie pierwszy raz wychodzę z kursu czy szkolenia z wrażeniem, żem głupsza, niż byłam i z frustracją, że kiedy wybierałam ten zawód, chciałam być nauczycielem języka polskiego i literatury, a nie kompaktem pedagoga, psychologa, terapeuty i biurokraty. Wychodzę też z refleksją, że nauczycielowi można dorzucić kolejne obowiązki, a on nawet nie jęknie, tak jak nie zrobi tego gotująca się żaba, której powoli, acz sukcesywnie podkręca się ogień pod garnkiem.
Każde, nawet najciekawiej poprowadzone szkolenie, wzmacnia moje przekonanie, że choćby nie wiem, jak była misternie skonstruowana teoria, to i tak rozpada się pod wpływem praktyki szkolnej. W ogóle każdej praktyki.
Zresztą nie wiem, czy zdążę choćby spróbować przekuć w jakąkolwiek praktykę tę wiedzę, zanim przyjdzie emerytura, ewentualnie pójdę na grupowe zwolnienie wraz z 99.999 nauczycielami, co zapowiada ten, którego nazwiska nie wspomnę.
Mimo to siedzę na tym szkoleniu, na które się zgłosiłam, bo straszą nas, że i tak wszyscy będziemy musieli je przejść, więc wolę to mieć za sobą.
Na ogół tak mam, że jak coś jest nieuniknione, a nieprzyjemne, to chcę mieć to z głowy. Tak było na studiach, gdzie gros egzaminów miało formę ustną. Zawsze wolałam wejść pierwsza z grupy do jaskini lwa, nawet jeśli miałoby się to skończyć niedostatecznym w indeksie. Chciałam mieć te tortury za sobą 

I nawet jak przed kilkoma laty zdiagnozowano u mnie najpierw jednego, a potem drugiego guza, to w ramach psychologicznej autoterapii myślałam, że i tak kiedyś wszyscy umrzemy, a ja przynajmniej to, co nieuniknione, załatwię szybciej niż inni.
Czy to odwaga, czy tchórzostwo, konformizm czy wręcz przeciwnie? – nie wiem. Po prostu tak mam i już!
Jest tylko jedno, co zwykle odkładam w czasie – uczniowskie wypracowania. Za nie jakoś, szczególnie ostatnio (ech…te nowe kryteria), nie mogę się zabrać, choć wiem, że sprawdzenie ich też jest nieuniknione a nawet mocno wskazane 🙂

W tym przypadku wybieram prokrastynację, w czym niewiele różnię się od moich uczniów 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *