Siedzę i piszę wywiad i im dłużej piszę, tym mniej mi się podoba. Jak skończę, to … nie wiem co. Może dlatego coraz wolniej stukam w klawiaturę 🙂 i znów wymyślam różne wypełniacze czasu. Przed chwilą wróciłam ze spaceru z Jokerem vel Baciarem, teraz oglądam po raz n-ty „Lalkę”- ten odcinek, kiedy Wokulski/Kamas mówi: farewell miss Iza, farewell. Zawsze robi to na mnie wrażenie. Szczególnie głupiutka mina zupełnie zaskoczonej Izabeli/Braunek. Dobrze powiedział idiotce. Jak mogła tak ze Starskim/Wilhelmim 🙂 Żeby ten Starski choć wyglądał jak Żebrowski albo Małaszyński ewentualnie Żmijewski :). A on nie.
Jutro muszę się zebrać w sobie, wstać nad ranem, przed świtem i jechać w zupełnej ciemnicy oraz najprawdopodobniej w deszczu na plener, którego Mąż nie chce odpuścić. Coś mi się zdaje, że będziemy tylko my, bo reszta nie ma w sobie tyle determinacji lub stanowczego współmałżonka. W planach jest wejście na Radogost, wieś Grobla i stary ewangelicki cmentarz w Pogwizdowie. To ostatnie miejsce jest mi znane. Byłam tam przed rokiem. Zachwyciły mnie wtedy cudne, fotogeniczne połacie bluszczu porastającego mogiły. Z zieleni wystawały stare tablice nagrobne, niektóre trudne do rozszyfrowania, bo czas zatarł litery.
Wtedy było ciepło i świeciło słońce. Ciekawe, co zobaczę jutro.
A Żmijewski w sutannie to już w ogóle wypełniacz czasu, fetysz i szarża husarii. A Czyż! Ten to już całkiem sprawia, że odpływam!
Ahahahahahahhahaaaa!
Żmijewski w sutennie – nie, Żmijewski w “Psach” – tak 🙂
O reszcie w sutannach nie wypowiadam się 🙂