Plener się odbył

 

dzisiejsza aura w Pogwizdowie
dzisiejsza aura w Pogwizdowie

W deszczu, chłodzie i ciemnościach zaczął się nasz plener. O 5 nad ranem miałam nadzieję, że jeszcze życie może być piękne ale kiedy Mąż zarządził wymarsz, nadzieja umarła. I znowu szłam jak na skazanie, ale tym razem bez marudzenia. Latarki ani GPS nie pomogły. I tak błądziliśmy. Oprócz nas błądził jeszcze Rafał i Rysiu. Reszta klubowiczów wybrała senne majaki w puchowej pościeli.

Na Radogoście wiało i siekało deszczem. Ze szczytu wieży widziałam na horyzoncie góry pokryte pierwszym śniegiem. Nie podziwiałam tych pejzaży długo, bo chłód mnie na wskroś przeszywał. Zatem nie pozostało mi nic innego, jak schronić się w wieży i „robić” architekturę. Nadmienię, że ciągle ciemno było, bo choć świt nastał, to jakiś niewyraźny. Długie czasy naświetlania nie zawsze mi wychodziły, ponieważ od wiatru hulającego w środku statyw się trząsł. Na Radogoście nie zabawiliśmy na szczęście długo i, o dziwo, hasło do odwrotu tym razem nie ja dałam, lecz zmarznięci panowie na „R”. Chyba doszli do wniosku, do którego ja doszłam już o 5 rano, że dziś nic nie wyjdzie ze zdjęć. Chyba pogoda przestała im się podobać 🙂 Dlatego też odpuściliśmy sobie Groblę i pojechaliśmy od razu do Pogwizdowa.

widok z wieży

widok z wieży

W Pogwizdowie też gwizdało i nie chciało mi się wychodzić z samochodu, gdzie już zdążyłam poczuć się miło i sucho oraz syto, gdyż pierwsze śniadanie pochłonęłam z apetytem. Ale przecież nie po to wstawałam w środku nocy, by siedzieć w aucie, więc poszłam w zarośla cmentarza. Nie było tak malowniczo, jak ostatnio. Rysiu mówi, że w deszczu ładnie wychodzą kolory. Może jemu. Ja jakoś tego nie zauważyłam, natomiast za chwilę dostrzegłam i poczułam moje mokre od deszczu spodnie, które dyskomfort mi czyniły. Mokre gacie nie były moim jedynym dziwactwem i wyróżnikiem. Miałam jeszcze czerwoną parasolkę, którą dumnie niosłam nad moim aparatem, aby mu się mokro nie zrobiło. Na niewiele się to zdało, bo krople na obiektywie uwieczniłam na kilku zdjęciach, co się okazało po wgraniu fotek do komputera. Oczywiście to poszło do kosza. W ogóle do kosza poszło znowu więcej niż się ostało. Ale plener się odbył.

_MG_5848

Po południu nawet siłą rozpędu skończyłam wywiad. Wyszły 4 strony. Prawie jak wywiad – rzeka :).

A teraz zabieram się za pakowanie siebie i Juniora Starszego, wszak jutro wybywamy. Adieu.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *