Dziwna sprawa z kalendarzem

Kończy się druga dekada kwietnia, a jest tak zimno, że dziś rano miałam złudzenie, jakby drzewa w moim sadzie były pokryte śniegiem. Na szczęście, gdy już się dobudziłam, z ulgą przyjęłam, że to nie śnieg, tylko białe kwiaty, które nic sobie nie robią z aury, bo zgodnie z kalendarzem robią swoje.


Trzeba brać z nich przykład i patrzeć na kalendarz. Ja dziś spojrzałam. Miałam rano trochę czasu przy porannej kawie i nawet przyjrzałam się mu dokładniej. Policzyłam, że jeszcze 36 dni do wakacji. Tych dni roboczych, rzecz jasna, bo reszta się nie liczy. No i właśnie to mnie zaczęło zastanawiać, dlaczego się nie liczy, skoro i tak podczas dni wolnych pracuję. Nawet intensywniej niż w tak zwanym tygodniu. Kiedyś w przypływie zniechęcenia, za sprawą cyklicznego spadku nastroju, zwierzyłam się koleżance, że czasem mam pokusę rzucić to wszystko i iść do pracy w dyskoncie. A ona spojrzała na mnie z oburzeniem i powiedziała: ale tam się pracuje w weekendy. Dla ścisłości nadmienię, że koleżanka jest spoza branży 😊.
A wracając do kalendarza, to nie wiem, jak to jest (żaden fizyk pewnie tego nie jest w stanie wytłumaczyć), że czas po odejściu maturzystów przyśpiesza. Jest koniec kwietnia i nagle czerwiec, a nawet jego połowa, kiedy uczniowie sobie przypominają, że warto mieć zadowalające rodziców świadectwo. A gdzie maj? Wydaje się, że ktoś kradnie maj. Ale z drugiej strony, jak ma być tak zimny jak kwiecień, to niech sobie kradnie 😉

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *