Zatęskniłam

Był taki czas, kiedy nie wyobrażałam sobie dnia bez aparatu w rękach. Zdjęcia robiłam nałogowo, ale akurat ten nałóg do bardziej szkodliwych nie należy (jedynie drenuje kieszeń, bo sprzęt ma swoją cenę). Choć fotografowałam wiele, nie znaczy, że dobrze, ale wiadomym jest, że systematyczne trenowanie przynosi efekty, więc zdarzały mi się zdjęcia zacne i zacniejsze 😊.

Jednak od kilku lat zrobiłam się leniwa. Noszenie aparatu, obiektywów, kart, baterii… jest dość kłopotliwe, nieporęczne i wymaga uważności. A przecież wystarczy mieć przy sobie telefon, którego aparat też daje radę. Przynajmniej w pewnym zakresie. No i tak mnie ten telefon rozleniwił, że nawet okładki do Echa wychodziły ze smartfonowej matrycy. Ale są zdjęcia, które jednak warto robić w sposób tradycyjny. I właśnie za tym zatęskniłam. A konkretnie za buszowaniem w trawie i podglądaniem mikroświata. Nie jest łatwo wrócić do aparatu, do przystawki makro, do wstrzymywania oddechu, by ręka nie zadrżała. Niełatwo schylać się nad źdźbłem trawy, gdy kości strzykają. Niełatwo też uchwycić ostrość, gdy wzrok już nie taki jak przed kilku laty. Ale – jak mawiał Wołodyjowski – „nic to”…potrenuję rękę, oko, kręgosłup, kolana a może coś jeszcze uda mi się wypatrzeć wśród traw i zamrozić na ekranie. W końcu sezon na robale dopiero się zaczyna. A poza robalami są jeszcze krople deszczu 🙂

P.S. Na zdjęciach wczorajszy mikroświat 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *