Sobota i niedziela w środę

37

Kto to widział, by dawać wolny dzień w środku tygodnia. To tak jakby przeżywać sobotę i niedzielę w 24 godziny. Do południa funkcjonowałam na spowolnionych obrotach (sobotnio) i nawet pozwoliłam sobie na mały wypad zdjęciowy do Leszczyny, a po południu wpadłam w przygnębiająco – niedzielny klimat, który objawia się poczuciem winy za zmarnowany czas i nieróbstwo. Chyba przepędzę chandrę i zabiorę się za sprawdzanie prac. Trzeba się psychiczne nastawić do jutrzejszego maratonu, czyli siedmiu lekcji i rady pedagogicznej. Na dodatek jutro też jest Klub. Zdjęcia jakieś przygotowałam, ale ich atrakcyjność pozostawia wiele do życzenia. Skupiłam się dziś na fotografowaniu pni drzew. Te ścięte i spróchniałe wyglądają najciekawiej. Panoszą się na nich grzyby: młode, stare, kolorowe, jednobarwne, na nóżkach, bez nóżki…Nie podejrzewałam natury o taką inwencję twórczą. I to wszystko w jednym małym lasku. Szkoda, że zdjęcia nie oddały urody podpatrzonych przeze mnie cudów. Kiedy ja skakałam od pnia do pnia i pstrykałam dziesiątki zdjęć, Mąż ze skupieniem, zmieniając jedynie obiektywy, opracowywał porosty na jednym pniaczku. Podziwiam jego cierpliwość i samozaparcie. To pewnie te cechy, które pozwoliły mu przetrwać ze mną już 23 lata 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *