Wróciłam z Wrocławia wprost na dysputy klubowe. Wyjazd przeciągnął się do zmroku, choć ten zapada teraz, jak wiadomo, zbyt pochopnie i bez namysłu, czyli za szybko.
Karty pracy wypełnione przez pierwszaków teraz służyć mi będą za miłą lekturę w nudne popołudnia. Wystawa sztuki śląskiej może nie wzbudziła ich nadmiernego entuzjazmu, ale za to dzieła współczesne wywołały dyskusje. Szkoda, że panie pilnujące eksponatów traktują młodzież z nienależną brutalnością i pokrzykują na Bogu ducha winne dzieciaki, jakby z racji wieku każde z nich było młodocianym przestępcą. W końcu z poprawczaka ich nie przywiozłam. I tak w ogóle to grzeczni byli, więc może niedługo powtórzymy wypad. Może tym razem do Muzeum Miedzi, jak coś atrakcyjnego tam wystawią.
Na klubie miałam swój mały triumfik, czyli drugie i trzecie miejsce w plebiscycie. Zawsze to coś. Choć zdaje mi się, że klan Pawłowskich zagęścił dzisiejsze podium :).
Jutro o 18. otwarcie nowej wystawy w TMZZ. Wypadałoby się pokazać. A na niedzielę szykuje się plener nad stawem osadowym. Oby jeszcze listopad zapomniał, że jest listopadem i trwał w wiosennej aurze.