Przy okazji

84

Gdy okazało się, że moi uczniowie chętniej oraz częściej czytają i, z właściwą w tym wieku egzaltacją, przeżywaj, wpisy na tej stronie niż lektury szkolne, postanowiłam wykorzystać sytuację, iść za ciosem. Wpadłam na rozsądny (zdarza mi się) pomysł, że zacznę tu przemycać treść klasyki literatury. Przedruki nie wchodzą w rachubę, bo nie znam na tyle przepisów o prawach autorskich, więc będę po prostu streszczać lektury.

Dziś historia o chłopach i krakusach. W listopadzie zebrali się w chacie bronowickiej i odprawiają weselicho. Tłoczno, głośno i kolorowo w izbie. Jedni prawią o chińskiej polityce, inni o jesiennych siewach, ktoś tam rzepkę skrobie, inni czekają, by z kos użytek zrobić. Dziewki bronowickie tańcują z inteligentami i vice versa. Wszyscy piją. Niby normalne wesele, tylko disco polo nie leci. Ale potem do izby pakuje się jak deus ex machina wiecheć słomy i gadać zaczyna. Zapytuje, czy ktoś go wołał. Niby wołali go natchnieni artyści, ale mówili to sobie a muzom, ot tak w powietrze, w alkoholowym amoku. Chochoł jednak się przejął i przyszedł. I wtedy dopiero zaczęło się na dobre. Weselnikom zwidy przed oczy się rzuciły. A to jakieś Widmo Marysię straszyć poczęło, a to Stańczyk z Matejkowskiego obrazu zszedł był i wymówki zaczął, a to Rycerzowi epoki się pomyliły, a to jeszcze zakrwawiony nieboszczyk Jakub Szela zepsuć atmosferę postanowił i tak dalej, i tak dalej. Na sam koniec Wernyhora do izby zawitał i z samym Gospodarzem chciał gadać. Niby ten Gospodarz był najrozsądniejszy z całej ciżby. Wernyhora (on też Matejce się wymknął spod kontroli) przyniósł Gospodarzowi róg, calutki ze złota i zadąć kazał, coby naród się zjednoczył i do walki stanął. Gospodarz pijaniutki spać poszedł, ale róg Jaśkowi wcześniej przekazał. A Jasiek głupi przysłowiowo był i zgubił to cudo, kiedy po czapkę z piór sięgał. I ostał mu się ino sznur. W związku z powyższym naród do walki nie stanął, tylko na samiutkim końcu dreptał w kółeczko za wiechciem słomy. Co ma oznaczać, że sił nam brakuje, entuzjazmu, odpowiedzialności, dojrzałości i wielu, wielu innych cech, które Polaków wielkimi by czyniły. Tak to Wyspiański pstryczka w nos narodowi zrobił. Przy czym jego własny pod koniec życia z choroby francuskiej odpadł (prawie).

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

1 odpowiedź na Przy okazji

  1. Ola. F. pisze:

    Hahahahhahaaa!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *