2010

6

Nastał 2010 rok. Trzeba się przyzwyczaić do pisania nowej daty. Niby zer tyle samo, co ostatnio, ale w innej konfiguracji występują. To rok moich okrągłych urodzin. Niestety, nie dwudziestych. Psiamać! Ale do tego czasu jeszcze sześć miesięcy, więc temat odłożę na później.

Sylwester minął tradycyjnie. To znaczy, że spędziłam go jak większość Polaków (aktualne dane statystyczne) – w domu. Wiedząc o tym już od dłuższego czasu, ignorowałam cały ten zgiełk z kreacjami, makijażem, balejażem, i sposobami na leczenie kaca. Gdy jednak mimochodem wpadały mi w uszy te wszystkie złote rady fachowców wypowiadających sie gremialnie w TV, miałam wrażenie, że ktoś chce mi wmówić: w tę noc masz szaleć jak nigdy, jak… każdy. A ja, anarchistka, uznałam to za manipulację i jak każdą tego typu socjotechnikę obwąchałam podejrzliwie a potem ominęłam szerokim łukiem. Gdy kiedyś przyjdzie mi ochota do zabawy, nie będzie mi do tego potrzebny żaden przełom roku. Dawniej czułam magię nocy przełomu, ale to było chyba przed naszą erą ;). Jako kilkuletnie dziecko stałam w oknie i patrzyłam w ciemność, doszukując się znaków nadchodzącego Nowego Roku. Wyobrażałam go sobie jako człowieka niosącego w worze wszystkie zdarzenia na następne 12 miesięcy. Zawsze chciałam zobaczyć ten worek i zajrzeć do środka.  A potem dowiedziałam się, że daty roczne są umowne, ustalają je ludzie, a nie siły nadprzyrodzone i nie ma w tym żadnej magii. Od tego czasu nie czułam przymusu czuwania w noc sylwestrową. Zapewne wiele z tego powodu tracę, ale jeszcze sobie nie uświadomiłam, co :).

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *