Małe safari

2

Wykorzystuję beztroskę ferii jeżdżąc z aparatem wszerz i wzdłuż. Plener o 7 rano bez większego bólu zaliczyłam, brodząc w zaspach po pośladki, choć niektórzy twierdzili, że takiego głębokiego śniegu nie ma :). Jak nie ma, kiedy jest! Podczas pleneru miałam niezmierną radość podziwiania wschodu słońca nad Czartowską skałą. Zjawiskowe zjawisko podziwiali też inni klubowicze, więc zdjęcia wszyscy będziemy mieć podobne. No, może poza Mężem, który skrył się za krzakami i makro pstrykał. A, i o Bartku zapomniałabym. Ten był oryginalny. Przywiózł na plener osobistą modelkę, prawie nagusieńką (w czapce jedynie) i sadzał ją na śniegu, by uwieczniać w pozach ekstremalnych. Muszę jednak rozczarować czytelników – perwersji nie było. Modelka okazała się drewnianą laleczką – maskotką, dlatego też nie protestowała z powodu chłodu. Czego o sobie powiedzieć nie mogę. Do domu wróciłam w wersji tradycyjnej ostatnio, czyli zgrzytając zębami. Gdy odtajałam po herbatce z imbirem i kilku godzinach przyklejania się do kaloryfera, pojechałam na safari. Wyglądało to tak, że Mąż prowadził samochód i na mój okrzyk zachwytu (czasem mylił to z okrzykiem ostrzegawczym) zatrzymywał auto, opuszczał szyby, a ja pstrykałam zdjęcia. W ten oto nieskomplikowany i przyjemny sposób pozyskałam do kolekcji animalistycznej dwa rogate i jednego lisa. Cóż – zwierzyna sama pcha mi się w obiektyw :).

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *