Prace klasowe dalej leżą odłogiem. Nic dziwnego skoro trzeba:
- Jechać na walne zebrane stowarzyszenia, by wysłuchać sprawozdania finansowego oraz próbować wymigać się z przewodniczenia komisji rewizyjnej (bezskuteczne)
- Odebrać spodnie od krawcowej (skutecznie) ku zadowoleniu tejże krawcowej (dostała kasę) i Juniora Młodszego (dostał spodnie)
- Wykonać kilka zdjęć portretowych własnej bratanicy, która uznała, że w wiaderku na głowie wygląda atrakcyjniej niż bez. Może ma rację?
- Ugotować obiad, który i tak okaże się gorszy od obiadu u babci (opinia Juniorów)
- Pojechać na polowanie z aparatem, ponieważ ktoś widział niedaleko kormorany. Kormoranów w konsekwencji nie zobaczyłam, ale kaczek widziałam w nadmiarze – nieprzypadkowo nasza rzeczka zwie się Kaczawą
- Wziąć udział w próbie zespołu wykonującego egipski taniec brzucha. Na razie jako obestwator-reporter-fotograf, a potem obrobić ponad setkę zdjęć, z których może kilkanaście będzie miało żywot dalszy a reszta zapełni kosz.
- Iść z dawno zapowiadaną wizytą do teściowej ku zadowoleniu obydwu stron 🙂
Jutro też pewnie nic nie sprawdzę, ponieważ trzeba piec pączki na tłusty czwartek. Szczerze pisząc, to nie piec, ale pomagać w pieczeniu. Mój wyrób byłby tylko pączkopodobny i mógłby z powodu twardości z powodzeniem zastępować broń rzucaną 🙂