Chyba przyszła prawiewiosna. Rano nie było mrozu, słońce radośnie świeciło i zrobiło się całkiem przyjemnie. Nawet z chęcią poszłam do pracy, by dowiedzieć się, że maturzyści nie przeczytali opowiadań Borowskiego, pierwszaki mają problem z integracją i decyzją w kwestii wycieczki, a drugoklasiści nawet na oglądaniu „Nad Niemnem” skupić się nie mogą. O Boże! I przeszedł mi przedwiosenny entuzjazm. Na dodatek musiałam uczestniczyć w jakimś spotkaniu z dyrygentem chóru, który okazał się bufonem (dyrygent – nie chór) i rozdrażnił mój system nerwowy, który i tak już jest nadwerężony.
Po południu lepiej nie było. Na klubie co prawda zdobyłam drugą lokatę za zdjęcie dymu z kadzidełka, ale satysfakcji nie mam żadnej, bo konkurowałam jedynie z dwoma osobami 🙂
A teraz próbuję zmotywować swój intelekt, by zmierzył się z wypracowaniami maturzystów, bo już jutro dostanę kolejną porcję ich prac. Oby tylko bardziej strawne się okazały :).