Głupi, kto nie bierze

Tytuł, dla jasności, jest prowokacyjny, żeby nie było, że…
Długo wahałam się, czy napisać, to, co piszę. W końcu stwierdziłam, że czasem trzeba, za przeproszeniem, wyrzygać z siebie to, co truje. Nawet za cenę tego, że ktoś się obrazi, ktoś oburzy, a jeszcze inny pozwoli sobie na zniesmaczenie. Jestem na takim etapie swojego, życia, że mam to na spodzie piramidy priorytetów.
Ale do rzeczy. Kilka miesięcy temu pisałam o Szlachetnej Paczce, o jej kolejnym finale, w którym ochoczo i z pełnym przekonaniem, ponownie i w wielu rolach brałam udział. Napisałam wtedy też o tym, że nie zawsze w ostatecznym rozrachunku pomoc jest trafiona, skierowana we właściwe miejsca i progi. Bo przecież człowiek jest tylko człowiekiem, bardziej lub mniej podatnym na słowa, pokusy i inne narzędzia sterowania. Wolontariusza można oszukać, system rozwalić i sprawić, że szlachetna idea zostanie skompromitowana. Tak się i stało tym razem. Na pewno w jednym przypadku pomoc trafiła tam, gdzie trafić nie powinna. Okazało się to po paru miesiącach, ale odwrotu nie ma, prezentów zabrać nie można, podobnie jak obdarowanych przymusić do przeprosin.
Nie wiem, co czuje wolontariuszka, która uwierzyła rodzinie, że ta w pięć osób żyje w kawalerce bez bieżącej wody. Co pokazali jej ci ludzie, że dziewczyna bez wahania napisała o tak trudnej sytuacji materialnej, przyszłych beneficjentów, ozdabiając swoją relację pięknym dopiskiem o tym, że rodzice cieszą się z tego, co mają i tego samego uczą swoje dzieci. Jaka to kompletna bzdura, można było się przekonać kilka tygodni temu. Łaskawie przemilczę, w jakiej sytuacji.
Co czuje darczyńca, który wydał masę pieniędzy, by wspomóc rzeczoną rodzinę w jej położeniu, przekonany o słuszności swojego wyboru?
Oj naiwni, naiwni, daliśmy się omamić, bo do głowy nam nie przyszło, że ktoś mierzy świat inną miarą niż my.
Ja to jakoś przeżyję. Najwyżej odłożę znowu kilka gramów goryczy na wątrobie. Ale gdy mi zdrowie pozwoli, za kilka miesięcy znowu oddam swój czas Szlachetnej Paczce, bo w tej całej historii pocieszające jest, że śliwki robaczywki nie przesądzają o życiu całego drzewa. Natomiast żal mi młodych wolontariuszy i rozgoryczonych darczyńców. Oni pewnie już nie dadzą się namówić, by być Szlachetnymi. Przynajmniej nie tu i nie teraz

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *