Kolekcjoner lasek

Krzysztof Kostek, złotoryjanin ma nietypowe hobby. Kolekcjonuje laski. O swoich zainteresowaniach, o pasji zbierania opowiada Echu Złotoryi.

 

Iwona Pawłowska: Skąd sentyment do lasek?

Krzysztof Kostek: Ojciec chodził, opierając się o laskę, bo miał problemy z nogami. Ale tamtej laski nie mam, bo nie wpadłem wówczas na pomysł by je kolekcjonować.

 

I.P: Pokój w którym rozmawiamy jest wyraźnie stylizowany na dawne gabinety pana domu, stylowe biurko, liczne obrazy, cała ściana przystosowana do ekspozycji kolekcji. Interesuje mnie, czy gabinet był zrobiony z myślą o laskach czy laski stały się dopełnieniem tego pomieszczenia?

K.K: Laski były wcześniej, kiedy budowaliśmy dom postanowiłem znaleźć ciekawe miejsce, by wyeksponować, to, co zbieram.

 

I.P: Kiedy zaczęła się fascynacja laskami, to, przyznam, nietypowe hobby?

K.K: O, już dawno, jakieś 20 lat temu. Pierwszą laskę kupiłem. Nie była tania. To stara laska turystyczna z przybitymi do niej blaszkami, czyli pamiątkami z wędrówek po schroniskach górskich.

 

I.P: Mimo tylu blaszek laska jest zdecydowanie lekka, z czego się je wykonuje?

K.K: Różnie, czasem z dębu czasem z mahoniu, bywa że z kości bawolej, ale ona jest raczej do ozdoby.

 

I.P: Mam wrażenie, że laska jest czymś więcej niż trzecią nogą, czyli podporą.

K.K: Tak, funkcje ich były rozmaite. Pierwotnie wspomagająca w chodzeniu. Ale potem często służyły do obrony czy ataku.

Była też dopełnieniem wizerunku dżentelmena. Pasowała do fraka czy cylindra. Podkreślała prestiż jak ta z kości słoniowej. Myślę, że to obowiązkowy strój każdego szanującego się mężczyzny.

 

I.P: Najciekawszy eksponat w Pana kolekcji to?

K.K: To laska z siedziskiem, wygląda trochę jak parasol. Po rozłożeniu mamy wygodne krzesło dla wędkarza lub myśliwego bądź strudzonego wędrowca. Dość interesująca jest ta, która ma w uchwycie zamontowany zegarek. Bardzo użyteczna.

 

I.P: Ile lat liczy sobie najstarsza z lasek?

K.K: Nie ma starszych niż dziewiętnastowieczne.

 

I.P: W jaki sposób pozyskuje Pan kolejne eksponaty?

K.K: Zwykle jeżdżę na giełdy. Nie korzystam z licytacji internetowych, ponieważ muszę zobaczyć, dotknąć to co kupuję, a obrazek nie oddaje rzeczywistości. Poza tym na giełdzie można negocjować cenę.

 

I.P: Gdzie odbywają się takie giełdy?

K.K: To są giełdy staroci w okolicznych miastach, na przykład w Jeleniej Górze. Teraz coraz więcej sprzedawców ma na zbyciu stare laski, ale kiedy zaczynałem je kolekcjonować, to ofert było bardzo mało.

 

I.P: Widzę, że w kolekcji znajdują się dość egzotyczne eksponaty.

K.K: Tak, mam laski z całego świata i oczywiście polskie też. Mam taki zwyczaj, że z podróży przyjeżdżam przynajmniej z jedną laską. Poza tym znajomi pamiętają o mnie podczas swoich wojaży.

I.P: Zna Pan historie każdej z tych lasek?

K.K: Nie, to są, można powiedzieć, anonimowe laski. Kupuję je od handlarza, który zazwyczaj też nie zna tej historii, bo jest tylko pośrednikiem. Jest tylko jeden taki eksponat, o którym mogę coś powiedzieć – laska rodziców mojego kolegi Jana.

 

I.P: Laski nosili przede wszystkim mężczyźni, ale i kobiety się nimi podpierały. Jak można odróżnić męską od kobiecej?

K.K: Kobiece były przede wszystkim cieńsze, delikatniejsze.

 

I.P: W rączce laski można było czasem coś schować, ukryć. Ma Pan takie?

K.K: Mam laskę z fiolką w środku. Może to fiolka na alkohol, na jakiś koniaczek. Ta, co pani widzi, to laska z lunetą. Wiem, ze szpiedzy mieli ukryte w laskach aparaty fotograficzne.

 

I.P: Jak się nazywa Pana hobby?

K.K: Jeśli chodzi o kolekcjonowanie lasek, to nie ma żadnego znanego mi określenia. Nie ma nawet fachowej literatury. Chyba że w języku angielskim. Wydaje się, że nie istnieje takie hobby. Nie znam nikogo, kto by podobnie jak ja kolekcjonował laski. Ale przyznam szczerze, że też nie szukałem.

 

I.P: nie myślał Pan, by do tych lasek skompletować jeszcze meloniki, cylindry…?

K.K: Meloniki nie, ale kolekcję czapek już posiadam. Na razie tkwi w piwnicy i zastanawiam się co z nią zrobić. Jest tam wiele kapeluszy, bo sam uwielbiam chodzić w takim nakryciu głowy. Czasem mówią o mnie kapelusznik.

 

 

I.P: W gabinecie widzę dość ciekawą zawartość akwarium. To pudełka po zapałkach?

K.K: To pełne pudełka. Stare pudełka i stare zapałki.

 

I.P: Co było pierwsze, laski czy zapałki?

Najpierw zacząłem kolekcjonować laski, potem przyszedł czas na zapałki, ale zbieram wiele rzeczy, jak pani widzi.

 

I.P: Kolekcjonerstwo to Pana nałóg?

K.K: Trudno to nazwać nałogiem. Jedyny, jaki mam, to papierosy. Niestety. A jeśli chodzi o zbieractwo, to po prostu lubię mieć w ręku rzecz, która jest starsza niż 100 lat. Pudełka po zapałkach są trochę młodsze. Mam przedwojenne. Mam z PRL-u z ciekawymi hasłami propagandowymi. A wie pani dlaczego mówi się: dzielić zapałki na cztery? To związane jest z okresem międzywojennym. Polski monopol zapałczany tak ustalił cenę zapałek, że były one bardzo drogie, więc z oszczędności dzielono każdą na cztery. I tak się paliły.

 

I.P: Możemy spróbować czy one jeszcze się palą?

K.K: Tak, proszę zobaczyć, jak działa zapałka z 1919 roku. Pali się?

 

I.P: Rzeczywiście, za pierwszym razem zapłonęła!

K.K: Ale mam też zabytkowe zapalniczki. One też jeszcze spełniają swoje zadanie. Proszę zobaczyć, to zapalniczka, która dział na zasadzie zapałek. Ma krzesiwo, którym pociera się o blaszkę i to daje ogień. Do póki nie starło się krzesiwo, była użyteczna. A ta znowu jest benzynowa, trzeba było ją napełnić co jakiś czas.

 

I.P: Żonie podoba się Pana hobby?

K.K: Myślę, że tak. Przynajmniej nigdy nie jest zazdrosna o żadną laskę :D. Może tylko czasem mówi, że ta jej się podoba a tamta nie. Poza tym uważa, że każdy mężczyzna powinien mieć hobby.

 

Rozmawiała Iwona Pawłowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Wywiad. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *