
Black Friday, Black Week, Sale 50%, końcówki serii, sezonowa wyprzedaż… Niech rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie skusił się na te zakupowe okazje. Sama mam na sumieniu tyle grzeszków konsumenckiej niefrasobliwości, że gdyby w dekalogu był punkt: „Nie trwoń pieniędzy na głupoty”, nie wyszłabym z piekła po wsze czasy. Gdyby faktycznie istniało takie przykazanie i byłoby piekło, to producenci smoły nie nadążaliby z dostarczaniem jej w czarcie otchłanie. Wystarczy tuż przed weekendem zerknąć na parkingi przed marketami, handlowymi pasażami czy galeriami. Właśnie – galeriami. Jak łatwo i szybko słowo, zarezerwowane dla przybytku ducha stało się synonimem świątyni konsumpcji.
Czytaj dalej