Problem ze statycznością

Na same Święta rozhulał się wiatr, rozpadał deszcz. Najlepszą, najkorzystniejszą i najwygodniejszą opcją stało się leżakowanie z książką albo nawet bez książki. Takie dni też są potrzebne i nie ma co się wpędzać w poczucie winy, że człowiek dał się ponieść lenistwu. Znam takich, co po prostu ten czas przespali, ale skoro organizm potrzebował snu, to trzeba było mu go dać i już, w końcu Święta do czegoś zobowiązują. Między innymi do tego, by robić coś innego niż w dni bez Świąt.

A ja mam z wrażenie, że choć doceniliśmy wartość pracy, to wciąż nie nauczyliśmy się odpoczynku. Pewnie generalizuję, być może są tacy, co potrafią się relaksować bez poczucia winy, ale ja do nich nie należę i bardzo nad tym ubolewam. Wpojono mi, że próżnowanie jest złe i teraz mam problem ze statycznością, choć sobie obiecują rok w rok, że muszę to zmienić, bo w końcu mam już swoje lata i wypadałoby zmądrzeć, żyć według własnego scenariusza. Ale nadal nie umiem nie robić nic i czerpać z tego satysfakcję. Na przykład dziś – choć nikt mi niczego nie nakazuje, a zmęczone wiekiem ciało mówi: “wrzuć na luz, zwolnij”, czuję wewnętrzną fibrę, by wstać, wyjść z domu, przemaszerować kilka kilometrów, mimo przeszywającego wiatru, bo przecież leżenie nie jest konstruktywne. Ktoś mógłby teraz przebiegle zapytać, czy chodzenie jest konstruktywne i pewnie zapędziłby mnie tym w kozi róg 😉. Jednak wydaje mi się, że gdy nic nie robię, to życie przeze mnie przelatuje jak przez Bohatera „Kartoteki”, ale ja chciałabym w nim uczestniczyć, mieć na przebieg zdarzeń wpływ, więc muszę być aktywna i czujna 😉 Choćby chodząc, bo wtedy decyduję przynajmniej o kierunku i tempie marszu 😊.

Być może to wszystko brzmi głupio, ale tak mam i od tego trudno mi się uwolnić.

P.S. Obrazki przyniosłam z dzisiejszej wędrówki, co nadaje jej odrobinę sensu 😊

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *