Kłopoty z twardym dyskiem ;)

Co ty masz z pamięcią? – pytam sama siebie. I nie wiem. Może nie pamiętam. Może powinnam brać leki na pamięć. Ale obawiam się, że mogłabym zapomnieć o ich przyjmowaniu. Kiedyś był sposób na zapamiętywanie – wiązanie supełków na chusteczkach. Ale kto teraz nosi szmaciane chusteczki do nosa? A jak wiązać na tych z celulozy?

Można też wszystko notować. Ale jak notować piny do kart, by były tylko dla mnie dostępne? Gdzie schować notatkę? Jak pamiętać, gdzie jest schowana?

Kilka lat temu złodziej wyjął mi z torebki portfel. Oczywiście były tam pieniądze, dokumenty, karty i…ściąga z pinami. Kiedy poinformowałam o tym bank, urzędniczka spojrzała na mnie z politowaniem i chyba tylko kolor moich włosów tłumaczył jej wszystko. Od tej przygody staram się ćwiczyć mnemotechnikę. Oczywiście z różnym skutkiem.

Bywa, że nic nie mogę znaleźć. Najczęściej kluczy do auta i telefonu. Kiedyś rozmawiałam przez komórkę z koleżanką i jednocześnie wynosiłam śmieci do kontenera (bo kobieta jest wielozadaniowa – tak mówią). W pewnym momencie mówię spanikowana do koleżanki: „Słuchaj, ja chyba wrzuciłam do kontenera telefon”. A ona na to: „Ale ja dobrze cię słyszę”. I wtedy zreflektowałam się, że telefon wciąż trzymam przy uchu, w ręce, tylko wyjątkowo była to lewa dłoń ????

W sumie to mam alibi na swoje luki w pamięci – być może wraz z guzem wycięli mi część twardego dysku i… klapa. Nic nie pomoże. Dosztukować tego nie można. Wycięli mi zapewne też coś, co odpowiada za instynkt samozachowawczy, bo stałam się okrutnie asertywna. Niektórzy mówią – niesympatyczna ????.

Ale zapomniałam o głównym wątku. Zatem, ad rem. Ostatnio musiałam zalogować się na konto Google. Na swoim laptopie zwykle zaznaczam opcję zapamiętywania hasła, ale przecież czasem trzeba zalogować się z innego urządzenia. I wtedy zaczyna się. Zaczyna się metoda prób i błędów. Bywa, że system nie wybacza. Niektóre strony, na przykład bankowe blokują się po kilkukrotnym fałszywie podanym haśle. Gmail jest bardziej liberalny. I jest opcja: przypomnij hasło. Nie było jeszcze sytuacji, kiedy nie wykorzystałabym tego ratunku. To jak w „Milionerach” „telefon do przyjaciela”, z tą różnić, że po drugiej stronie siedzi automat i jest raczej niezawodny. Bo gdyby tam siedział prawdziwy człowiek, to musiałby mieć niezazbytnio pochlebne zdanie na mój temat. Tak samo, jak ten człowiek w librusie, Opronie, Nowej Erze i dziesiątkach innych portali. Kiedyś, żeby było prościej, stosowałam jedno hasło do wszystkiego. Potem ktoś mi zasugerował, że to głupota i trzeba być sprytniejszym od hakerów. No to zaczęłam festiwal kreatywności w wymyślaniu tych haseł. Obecnie jestem w punkcie 0, a w zasadzie w kropce, kiedy w pobliżu nie ma mojego laptopa. Zostaje „telefon do przyjaciela”.

Przypomina mi to sytuację, kiedy Mąż szukał kluczy. Pytam, czy cokolwiek pamięta na temat ich ostatniej lokalizacji, a on na to: położyłem je w takim miejscu, żeby o nim pamiętać, ale zapomniałem, co to za miejsce. Nadmienię, że Mąż nie jest po resekcji twardego dysku 😀

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *