Jestem dumna ze swojej silnej woli. Wstałam o 5. rano, żeby wyruszyć w noc ciemną i nieprzewidywalną na plener do Lwówka. W konsekwencji dyskusji i niesprecyzowanych planów dotarliśmy pod Gryfów, gdzie, zdaniem Knocika, miały być widoki przecudnej natury. Może i były, ale kiedyś. Dziś otoczenie wyglądało co najwyżej przeciętnie. Wiatr hulał dostatecznie mocno, aby przeszyć mnie na wylot. Podczas kilkugodzinnego włóczenia się w prawo, w lewo i na skos aparat mój zarejestrował: ambonę myśliwską z drzewem w tle, maszt niewiadomego przeznaczenia, krzyż w szczerym polu, Krecika za drutami niczym więźnia w Guantanamo, jakąś ruinę i w dali bezkresnej Góry Izerskie. Szkoda, że nie zdążyłam uchwycić samochodu, który na nasz widok wpadł w poślizg i obrócił się w kierunku niekoniecznie zgodnym z właściwym. Wyglądało to tak, jakby człowiek za kierownica przypomniał sobie nagle, że nie wyłączył żelazka i postanowił zawrócić, by natychmiast naprawić swój błąd. Ale najprawdopodobniej kierowca zagapił się na nasza malowniczą grupę ze statywami. Na szczęście obyło się bez ofiar w ludziach. Nie jestem jednak pewna sprawności auta.
Wracając, zahaczyliśmy o Twardocice, gdzie wzrok Piotrka wypatrzył stadko kormoranów siedzących na drzewie. Nie przegapiliśmy okazji, podreptaliśmy w stronę drzewa i w konsekwencji po chwili wypłoszyliśmy wszystkie ptaki. Kilka mi zostało na zdjęciach. Ale są takie tycie, tycie…i wyglądają prawie jak wróble :). Może następnym, razem będzie lepiej.
Jesli chodzi o plener, to polecam ruiny starej kuźni w Nowym Kościele! I to o każdej porze dnia, nie tylko o tak barabrzyńskiej porze, jak 5 rano!
A gdzie to jest? Podaj namiary. Chętnie skorzystam.