Zaczęło się. Pierwszy raz tej jesieni skrobałam szyby samochodu. Ale nie powinnam się niczemu dziwić, wszak październik nastał. A rok temu w połowie tegoż miesiąca spadł pierwszy śnieg. I leeeeżaaaał, że hej!
W poniedziałek jadę na warsztaty maturalne w góry. Tym razem do światowego Karpacza (a nie prowincjonalnej Przesieki). Tam już przedsmaku zimy zapewne doświadczę. Oby tylko tego z wszelkiego repertuaru przykrych doznań. Jeszcze w niedzielę powinnam zaliczyć obecność na klubowym plenerze w Grobli koło Jawora. Powinnam, aczkolwiek będzie to bardzo bolesne przeżycie, bo znowu sadyści wymyślili spotkanie o niemal nocnej godzinie, czyli 5 rano. Noc, mróz, las, ciemność, senność…to może okazać się zbyt przytłaczające. Ale przecież muszę zgromadzić jakieś zdjęcia, bo ostatnio w plebiscycie klubowym przypada mi pechowo drugie miejsce. Już mi rośnie kompleks niczym mistrzowi Słowackiemu Juliuszowi . On też był „wiecznie drugi”, bo przed nim stawiano Mickiewicza Adama. Wczoraj za Mickiewicza na Klubie robił Sylwek, tydzień temu Knocik, a ja…? A może ja jestem bardziej takim nieodkrytym jeszcze Norwidem fotografii? 😉 I za pięćdziesiąt lat przed moimi dziełami ludzie będą padać na kolana lub płakać ze wzruszenia :). Muszę być tylko trochę bardziej cierpliwa ;). Gorzej, jeśli wzorem Norwida umrę w przytułku dla bezdomnych 🙂
Dla przyspieszenia z drugiego na pierwsze proponuje dopalacza 😉
Jeszcze mi życie miłe! Ale już przynajmniej wiem, w czym tkwi tajemnica Twojego sukcesu 😉