Złotoryjskie noworodki

            Pierwsze, co daje się zauważyć na oddziale noworodków w złotoryjskim szpitalu to przyjazna cisza. W środowe popołudniepanuje niezmącony spokój. Nie słychać płaczu żadnego z czterech obecnie przebywających tu maluchów. Nie ma odwiedzających, bo na neonatologię w zasadzie nie wolno wchodzić nikomu poza personelem i oczywiście noworodkami ale te, rzecz jasna nie wchodzą, a wjeżdżają w wózkach. Tak jak kilkugodzinny Błażej, któremu położna właśnie będzie robić badanie pulsoksymetrem w sali obserwacji potoczne zwanej erką. To jedna z najnowocześniejszych sal na naszym oddziale, mamy tu najwyższej klasy sprzęt, nowoczesny inkubator, stanowisko do resuscytacji, pulsoksymetr, kardiomonitor zakupiony przez szpital – mówi położna i z dumą demonstruje funkcje urządzenia .

            Błażej leży a położna przypina do jego mikroskopijnej stópki czujnik, dzięki któremu na monitorze można odczytać interesujące personel medyczny parametry. Chłopczyk nie czuje dyskomfortu, ponieważ urządzenie utrzymuje właściwą temperaturę w otoczeniu dziecka. Na monitorze pojawia się wskazanie tętna i saturacji, czyli natlenienia krwi. U Błażeja wszystkie parametry są w normie. Chłopiec urodził się zdrowy i nie ma powodu do niepokoju. Badanie jest profilaktyczne. Maluch może wrócić do mamy. Chyba, że kobieta będzie chciała odpocząć po porodzie, to wtedy opiekę nad noworodkiem przejmie położna. Przez pierwsze godziny po przyjściu na świat dziecka lepiej nie spuszczać go z oka, ponieważ wystarczy chwila nieuwagi, aby maluch zaczął się krztusić wodami płodowymi, które są jeszcze w jego organizmie.

            Neonatologia jest częścią większego oddziału ginekologiczno-położniczo-noworodkowego.  Odpowiedzialność za noworodki spoczywa na oddziałowej Marii Nowak i pani ordynator Stanisławie Konsztowicz – Sikorskiej. Zarządzają siedmioosobową załogą pielęgniarek i położnych. Jest to oddział I stopnia, czyli obsługuje się tu przede wszystkim porody fizjologiczne, choć zdarzają się też patologie, ale niezmiernie rzadko.

Jak wyglądają pierwsze chwile po narodzinach dziecka?

Podczas porodu matce towarzyszą pielęgniarka i położna z oddziału noworodków oraz położna prowadząca ciążę. Jeśli poród jest fizjologiczny, nie musi być na sali lekarz. Ale w razie potrzeby natychmiast przychodzi na porodówkę, podobnie jak zespół anestezjologiczny, gdy konieczne jest znieczulenie rodzącej do pilnego zabiegu. Kiedy maluch przychodzi na świat, nie daje mu się klapsa w pupę, by złapał swój pierwszy oddech. To tylko na filmach tak wygląda, my masujemy plecy, stópki, to zazwyczaj wystarcza, a jeśli nie – robi się pięć oddechów i rozpoczyna działanie resuscytacjne – tłumaczy położna. Zaraz po narodzinach dziecka kładzie się na dwie godziny na brzuch jego mamy, ocenia się też jego stan w stali Agar. Nieustannie prowadzona jest obserwacja maluszka, który po dwóch godzinach z mamą teraz leży na specjalnym ogrzewanym stanowisku. Położna patrzy, czy wszystko jest w porządku i zabezpiecza  pępowinę, zakrapia oczka, oczyszcza jamę ustną. To zakładają nowe standardy – potocznie nazywane „kontakt skóra do skóry”, które w złotoryjskim szpitalu są respektowane. Ale rzecz jasna bez ortodoksji. Jeśli mama nie chce leżeć dwóch godzin z maluchem na brzuchu, to ma prawo z tego zrezygnować. Czasami zmęczenie po porodzie nie pozwala nawet cieszyć się dzieckiem, a kobieta ma tylko ochotę na odpoczynek. Inne mamy  rezygnują z tego kontaktu, ponieważ nie chcą oglądać swojego dziecka umazanego krwią i innymi płynami fizjologicznymi. Bo trzeba wiedzieć, że teraz maluchów nie myje się natychmiast po urodzeniu. W ten sposób oszczędza mu stresu wynikającego z kontaktu z wodą. Największą krzywdą dla noworodka jest utrata ciepła, a kąpiel mogłaby taki efekt spowodować i doprowadzić nawet do problemów z oddychaniem malucha. Myje się dziecko dopiero po ustabilizowaniu stanu ogólnego.

            Po porodzie fizjologicznym, kiedy wszystko przebiega bez zakłóceń, maluch przebywa cały czas z mamą. Oboje z sali porodowej przenoszeni są do pokoju, w którym mama będzie przebywać z noworodkiem aż do wypisu ze szpitala. To czas, by przystawić dziecko do piersi. Jeśli jednak cokolwiek budzi obawy lekarza lub położnej (zaburzenia oddychania, mała masa urodzeniowa, podejrzenie wad wrodzonych), noworodek trafia do sali obserwacji. Tam monitoruje się oddech i inne ważne parametry życiowe. Oprócz kolejnego stanowiska do ogrzewania z pulsoksymetrem i zestawem do resuscytacji oraz pompą infuzyjną do podawania leków stoi tam inkubator dla wcześniaków. Każda mama, której dziecko znajduje się w sali obserwacji, może je odwiedzać, a nawet czuwać przy nim, gdy czuje się na siłach. Jeśli jest konieczność odtransportowania maluszka do Legnicy do oddziału specjalistycznego, to właśnie tu bezpiecznie dziecko może czekać na specjalistyczną karetkę (rocznie około 15 noworodków taką podróż odbywa). Czasem czekanie jest  konieczne, bo na całe województwo są tylko dwie karetki. Trzeba dodać, że jeśli już wiadomo wcześniej, że poród będzie odbywał się z komplikacjami, cały sprzęt z „erki” przenoszony jest na salę porodową, aby już od pierwszych chwil malucha, można było mu pomóc. Tak też dzieje się podczas cesarskich cięć. Na wszelki wypadek. Ale jak mówi położna: najczęściej rodzą się nam piękne, różowe i zdrowe dzieci. Każdy noworodek – dodaje – to dla nas duża odpowiedzialność. Mamy świadomość, że wszystko ma wpływ na jakość życia dziecka. Dlatego wolimy czasami na wyrost wykonać badania czy dłużej poobserwować niż czegokolwiek zaniechać. Wolimy zrobić więcej niż mniej. To powód, dla jakiego nasza sala obserwacji jest często wykorzystywana.

Obok sali obserwacji jest inne pomieszczenie, w którym stoją dwa inkubatory, a nad nimi wiszą lampy. To sala do fototerapii dla dzieci, u których wystąpiła żółtaczka fizjologiczna. Naświetlania trwają nieraz całą dobę a nawet dłużej, więc tu również mogą pojawiać się mamy, by karmić swoje maluchy. Naświetlania są bardzo bezpieczne, ponieważ lampę UV od noworodka oddziela pokrywa inkubatora, w którym przebywa maluch. Jest mu tam ciepło, bezpiecznie i wygodnie.

            W pierwszych godzinach po narodzinach maluchowi czasami jest konieczność pobrania krwi. Zazwyczaj pobiera się ją z główki, bo żyły są tam najbardziej widoczne. Takie badania zlecone wykonuje się u noworodka, ponieważ od pewnego czasu obowiązują nowe standardy, które zalecają monitorowanie stanu zdrowia maluszka, gdy matce odeszły wody płodowe na długo przed porodem. Lekarze chcą sprawdzić czy dziecko nie ma wrodzonej infekcji.  A jeśli taka infekcja zostanie wykryta, wówczas włącza się antybiotykoterapię. Krew u noworodka pobiera się też z paluszka lub z pięty, aby wykonać badania przesiewowe. Chodzi o to, by wykryć ewentualne choroby genetyczne: mukowiscydozę, fenyloketonurię i niedoczynność tarczycy, która prowadzi nawet do niedorozwoju intelektualnego.

Tuż po porodzie podaje się dziecku doustnie witaminę K i szczepi się na wirusowe zapalenie wątroby typu B i przeciw gruźlicy. Pierwszą dawkę podaje się w ciągu 24 godzin od urodzenia.

 

            Obecnie mama może nie wyrazić zgody na te czynności. Przychodząc do porodu, kobieta wypełnia kartę, na której deklaruje zgodę na wykonywanie zabiegów lub kategorycznie się im sprzeciwia. W Polsce szczepienia są obowiązkowe, ale nikt nie jest w stanie zmusić rodzica do tego, by dopełnił tego obowiązku. Na własną odpowiedzialność matka może odmówić zgody na podanie dziecku szczepionki. Na razie nie można demonizować, mamy bardzo rzadko nie wyrażają zgody na podawanie noworodkom szczepionek.

 

            Maluchy są codziennie ważone i przebierane w świeże ubranka. Złotoryjskie noworodki wyglądają bardzo kolorowo, zupełnie „nieszpitalnie”. Tajemnica tego wyglądu kryje się w szafie, która stoi w korytarzu. Wypełniona jest kaftanikami, śpioszkami, pieluchami…Wnętrze wygląda jak regał sklepowy. Roi się od barw i wzorów. Te wszystkie ubranka, kocyki, pieluchy są z darowizn. Oddział chętnie przyjmuje wszystkie ofiarowane elementy garderoby dla noworodków. A zużywają się bardzo szybko po wielokrotnym praniu i prasowaniu.  Dlatego jeśli ktoś nie wie, co zrobić z niepotrzebnymi ubraniami, niech przywiezie do nas, my chętnie przyjmiemy – apeluje położna. Bierzemy wszystko: pościel, rożki, pieluchy, body…

Pielęgniarki i położne na oddziale są bardzo oddane maluchom. Zdają sobie sprawę z odpowiedzialności, która na nich ciąży. Noworodek to pacjent, który sam nie poskarży się na swoje dolegliwości, na dodatek jest kruchy i bezbronny. Praca na neonatologii to ciężki wysiłek, ale i dużo radości, bo w końcu tu rodzi się człowiek. Położne muszą być bardziej opiekuńcze, a zdecydowanie silniej opanowane niż niejedna matka. Muszą też mieć czas dla każdej kobiety, odpowiadają na pytania: jak karmić, jak przewijać. A kiedy trzeba zajmują się noworodkiem, gdy mama musi się zdrzemnąć. U nas nie ma takiej sytuacji, że młoda mama skarży się: dali mi dziecko i nie wiedziałam, co mam robić – mówi położna. Personel medyczny jest cały czas do dyspozycji swoich pacjentów.

Na oddziale mieści się też kuchnia, w której przygotowywane są posiłki dla tych noworodków,   które nie mogą być karmione naturalnie. Bywa, że mama przyjmuje po porodzie leki, a wtedy jej pokarm zamiast pomagać dziecku, szkodziłby. Wówczas pielęgniarki podają maluchom  mieszankę. W pomieszczeniu kuchennym panuje sterylność porównywana z tą na sali zabiegowej. Osobom postronnym wejść tam nie wolno. Nie można dopuścić do żadnych ryzykownych sytuacji, które mogłyby zaszkodzić maluszkom.

 

            Personel oddziału nie rozumie nieodpowiedzialność lub lenistwo przyszłych mam, które, będąc w ciąży, czasem ani razu nie odwiedzą lekarza ginekologa, nie mają karty ciąży, nie przeszły żadnych kontrolnych badań. Lekarz jest w stanie wykryć wszelkie zagrożenia i wady rozwojowe jeszcze przed narodzinami dziecka, a zaniedbania ze strony kobiet w ciąży prowadzą nawet do nieodwracalnego kalectwa u noworodków. Mocno irytujące są również kobiety, które nie zaprzestają palenia papierosów czy picia alkoholu na czas ciąży. nie raz już położne widziały maluchy, które rodzą się zbyt małe jak na swój wiek, bo ich mamy paliły za dużo. Takie dziecko nie dość, że ma niską wagę po urodzeniu, to jeszcze widać u niego mniejszą żywotność, czyli słabsze napięcie mięśniowe, płacz też jest inny, nawet skóra takiego niemowlęcia ma oznaki niedotlenienia  spowodowanego nikotyną wchłanianą przez matkę. Noworodki palaczek są często niespokojne, a to syndrom uzależnienia nikotynowego u dziecka. Jeśli mama wypala tylko 4 czy 5 papierosów dziennie, to wystarczająca ilość, by wpłynąć negatywnie na dalsze życie jej potomstwa.

Zdarza się też, że do porodu przychodzą pijane matki. To ogromny problem dla lekarza anestezjologa, który, np. musiałby znieczulać taką pacjentkę do cesarskiego cięcia. Kobiety pod wpływem alkoholu podczas porodu awanturują się, są wulgarne, trudno z nimi współpracować, a poród polega właśnie na współpracy położnej i matki .

 

Zdarza się, że kobiety po porodzie zostawiają w szpitalu swoje dziecko. Wynika to z bardzo złożonych przyczyn. Bywa, że rodzą się bliźnięta i jedno dziecko jest zdrowe, może po paru dniach opuścić szpital, a drugie musi pozostać na oddziale. A czasem noworodek jest po prostu z niechcianej, niepożądanej ciąży albo matka nie ma warunków, by zabrać go ze sobą…  W takich wypadkach pielęgniarki i położne z oddziału muszą w miarę swych możliwości zastąpić maleństwu mamę. Przynajmniej na najbliższe dni.

Sporadycznie występują takie przypadki, kiedy matka definitywnie chce się zrzec dziecka. To jest oddział, na którym emocje są bardzo silne. Niektóre decyzje zapadają pod wpływem impulsu, ale położne i pielęgniarki robią wszystko, by tonować stres. Kiedy widzą, że kobieta się waha, rozmawiają z nią, proszą psychologa na konsultacje, ale nie mają prawa naciskać na zmianę decyzji o zrzeczeniu się dziecka. Czasem kobieta po paru dniach wraca po swoje maleństwo. I wszystko kończy się dobrze.

 

            Emocje towarzyszą nie tylko matkom, których huśtawka nastrojów ma podłoże hormonalne, ale i tatusiom. Niektórzy są mniej opanowani niż rodzące. Kiedy puszczają im nerwy, potrafią nieźle dać w kość położnym. Ale są też tacy ojcowie, którzy po wszystkim wracają na oddział ze zdjęciem swojego dziecka, by zostawić pamiątkę i jednocześnie dać wyraz swej dumie z potomka.

Zdarza się też, że mimo wysiłków personelu, kobieta nie jest zadowolona z pobytu na oddziale. Szczególnie zdarza się to wtedy, gdy jej oczekiwania względem porodu i pierwszych dni po nim rozmijają się z rzeczywistością. Czytała w kolorowych pismach, że będzie wzruszająco i pięknie, a tu był ból i zmęczenie. To też jest rozczarowanie samym sobą: może nie jestem dobrą matką, skoro nie umiem się cieszyć, a tylko chce mi się spać…i denerwuje mnie płacz dziecka.

            Żeby poród i kolejne po nim dni przebiegały bez większych niespodzianek, w naszym szpitalu od lat funkcjonuje szkoła rodzenia. Założyła ją Longina Podgórska, a teraz zajęcia prowadzą Ewa Rusin i Iwona Piendel. Każda para może skorzystać z lekcji prowadzonych w sali gimnastycznej na najniższej kondygnacji szpitala. Zajęcia trwają po godzinie dwa razy w tygodniu (poniedziałki i środy), cały kurs to 20 godzin. Szkoła rodzenia to ćwiczenia fizyczne i wykłady. Część teoretyczna zaczyna się od pogadanek na temat rozwoju dziecka przez dziewięć miesięcy ciąży. Jeśli chodzi o ćwiczenia fizyczne, to są one indywidualnie dostosowywane do ciężarnej. Wszystko zależy od zaawansowania ciąży i od tego, czy kobieta w ogóle ma zezwolenie od lekarza na taki wysiłek. Oczywiście nie są to ćwiczenia intensywne, raczej rozluźniające np. mięśnie krocza. Kobiety przygotowują się do właściwego oddychania przy kolejnych fazach porodu. Ćwiczą przy łagodnej, relaksacyjnej muzyce.

Położne obserwują, że obecnie chętniej ciężarne przychodzą ze swoimi partnerami. Panowie zachowują się różnie, jest wielu takich mocno zaangażowanych, ze skupieniem słuchają, wykonują polecenia, zadają pytania. Z panami najczęściej trzeba rozmawiać o pobycie i zachowaniu w sali porodowej. Trzeba im to wszystko wytłumaczyć, żeby potem nie było niespodzianek. Na początku, kiedy wprowadziliśmy porody rodzinne, było kilka trudnych przypadków, kiedy to tatusiowie stwarzali problemy, również natury medycznej. Jeden tatuś zasłabł, inny zemdlał, upadł i rozbił głowę – mówi położna. Chodzi o to, żeby partner wiedział, po co asystuje przy porodzie, jaka jest jego rola. Przede wszystkim musi nauczyć się czekać na narodziny. A czekanie jest dla mężczyzn katorgą. Chcieliby, aby wszystko odbyło się szybko, a oni mogli wyjść na korytarz, zadzwonić do kumpli i powiedzieć: mam syna! . Mężczyzna musi też wiedzieć, kiedy i jak rozmawiać z rodzącą partnerką. Jak ją zaprowadzić pod prysznic, jak masować…Nie może czuć się zbędny, ale też nie może absorbować uwagi personelu swoją osobą. W końcu to rodząca jest najważniejsza.  I oczywiście dziecko.

Przed oczekiwanym finałem, każdy uczestnik zajęć poznaje tajniki narodzin dziecka,. Na fantomach położne pokazują, jak wygląda przejście główki przez kanał rodny. Wtedy dopiero wszyscy otwierają oczy ze zdumienia, że to tak wygląda i że nie tylko matka cierpi, ale też dziecko, a mama musi mu w tym przedostaniu się na świat pomóc. W szkole rodzenia są też przyjemniejsze tematy, na przykład nauka śpiewania kołysanek albo ulubione przez wszystkich zajęcia z panią psycholog.

            Ciężarne przyjeżdżają na zajęcia z odległych miejscowości: z Chojnowa, z Legnicy, a nawet z Wałbrzycha. Atrakcyjne dla nich jest to, że nie płacą za zajęcia i mogą do grupy dołączyć bądź z niej zrezygnować, kiedy mają ochotę, bo złotoryjska szkoła rodzenia ma charakter otwarty. Nie wymaga się od kobiety skończenia całego cyklu zajęć. Grupa „słuchaczek” ostatnio była naprawdę duża, bo jedenastoosobowa. I jeszcze jedenastu tatusiów. Wśród uczennic szkoły są kobiety które przychodzą tu, ponieważ chcą mieć poród rodzinny, a pewne szpitale wymagają w takich sytuacjach zaświadczeń o uczestniczeniu w zajęciach. W Złotoryi tego wymogu nie ma.

Czy rodzące po szkole są lepszymi pacjentkami? Nie zawsze to się potwierdza. Kiedy prowadzę zajęcia, mówię do kobiet: pamiętajcie o zabraniu dokumentów, legitymacji ubezpieczeniowej, o karcie ciąży i o tym, by było w karcie oryginalne zaświadczenie o grupie krwi – mówi położna. I co? Przyjeżdżają do porodu, a tu brakuje albo karty, albo oznaczenia grupy krwi. I jest problem.

 

            Statystyka mówi, że dziennie przychodzi na świat w naszym szpitalu 1 – 2 dzieci. Ale w rzeczywistości jest tak, że np. w styczniu był prawdziwy wysyp noworodków, brakowało rąk do pracy na oddziale. Porody odbywały się „taśmowo”. Początek wiosny przyniósł mały zastój, ale kolejny boom przewidywany jest na maj. Zwykle kobiety rodzą w intymnej atmosferze i taki też nastrój panuje przez kolejne dni przebywania na oddziale. Personel to odpowiedzialne, solidne pielęgniarki i położne, które nieustannie podnoszą swoje kwalifikacje i śledzą nowości dotyczące neonatologii.  Nie zarabiają tu dużych pieniędzy, ale to nie o nie chodzi. Ważniejsza jest satysfakcja, kiedy kolejny zdrowy maluch opuszcza oddział ze szczęśliwą i uśmiechniętą mamą, bo my  traktujemy każde dziecko jak nasz sukces – mówi jedna z położnych.

50 % personelu ukończyło studia wyższe, ponadto wiele kursów i szkoleń. Nasza pani ordynator, oddana duszą i ciałem swojemu oddziałowi, tak nas motywuje – mówią położne.

            Ordynator doktor Konsztowicz – Sikorska jest pediatrą, specjalistą neonatologiem i od kilkunastu lat szefuje temu oddziałowi w Złotoryi. Dużą zasługą pani ordynator jest pozyskanie środków na nowy sprzęt i remont oddziału. Sama skromnie przyznaje, że nie byłoby jej tak łatwo, gdyby nie zrozumienie, przychylność i zaradność dyrekcji. Zdaje sobie sprawę, że potrzeby szpitala są ogromne, dlatego cieszy się z każdego zakupu dla noworodków. Oddziałowi marzy się jeszcze stanowisko do resuscytacji noworodków na bloku porodowym oraz lampy do fototerapii. Mali pacjenci byliby bardzo wdzięczni ewentualnym sponsorom! – dodaje pani ordynator.

Rozmowa z doktor Sikorską potwierdza to, co o nie mówią pielęgniarki i położne – oddana noworodkom. To wyjątkowe przeżycie, kiedy może się uczestniczyć w narodzinach dziecka i być świadkiem jego pierwszego oddechu – mówi pani ordynator. Od czego zaczyna kontakt z dzieckiem? Od przywitania. Wie i wierzy, że dzieci, nawet te najmniejsze słyszą i czują. Stara się być zawsze życzliwie nastawiona do mam, nawet tych, które zbyt emocjonalnie reagują na jej czynności czy słowa.

 

Kluczem do zrozumienia atmosfery panującej na oddziale jest dewiza pani ordynator: Jeśli mówią o nas dobrze – to wszystkie na to zapracowałyśmy, jeśli mówią źle – to porażka całego zespołu.

 

Mimo niżu demograficznego w złotoryjskim szpitalu przychodzi na świat około 500 maluchów  w roku. Rodzą tu kobiety ze Złotoryi, najbliższych okolic, ale też przyjeżdżają z Legnicy i innych większych miast. To dowód, że oddział wypracował sobie naprawdę niezłą markę.

 

 

Iwona Pawłowska

(tekst nieautoryzowany)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *