Wkręciłem się

 

Majowe “Echo” wyszło w czerwcu, ale to żadna niespodzianka dla naszych czytelników 🙂 W tym numerze rozmawiam w Dawidem Rycąblem o tym, jak się wkręcił 😉  

 

Iwona Pawłowska: Jak przyjąłeś wiadomość, że jesteś nominowany do tytułu Człowiek Ziemi Złotoryjskiej 2012?

Dawid Rycąbel: Z zaskoczeniem. Zaskoczył mnie Leszek Leśniak, bo kiedyś przyszedł do kina i kupował bilet, powiedział: Słuchaj, zgłosiłem twoją kandydaturę na człowieka Ziemi Złotoryjskiej. Zdziwiłem się bo  nie sądziłem, że ktoś w ogóle wie o tym, że kręcę filmy i mam dużo sukcesów. Pomyślałem sobie, że to dobrze, ale z drugiej strony miałem wrażenie, że na tym zgłoszeniu się skończy i do kolejnego etapu nie przejdę, bo tam są ludzie z większymi sukcesami. Czułem się taką płotką przy nich.

 

Był taki moment, kiedy powiedziałeś sobie: Uda się?

Kiedy już znalazłem się w finałowej piątce, to miałem taką nadzieję. Szczególnie kiedy przeczytałem o swoich sukcesach, wtedy uświadomiłem sobie, że mam jakąś szansę. Nawet nie wiedziałem, że się tyle tego uzbierało: 5 czy 6 wygranych konkursów, film „Zatrzymane chwile” nakręcony wraz z panią Małgorzatą Semeniuk…

 

Jednak to nie Tobie przypadł tytuł laureata.

I dobrze, bałem się, że gdybym wygrał, to musiałbym wystąpić na scenie i coś sensownego powiedzieć, więc lepiej, że tak się stało.

 

Z których sukcesów jesteś najbardziej dumny?

Chyba film „Zatrzymane chwile”. Nie wiedziałem, ze to będzie taka ciężka praca. Myślałem na początku, ze nakręcę każdego z rozmówców, potem jakoś to zmontuje i będzie film. Ale później, kiedy się w to wszystko wgłębiłem i posłuchałem opowieści moich rozmówców, to ciężko mi było to zmontować. Wszystko wydawało mi się ważne, miałem problem, by wybrać samą esencję. Miałem 10 godzin materiału, a musiałem zmieścić się w godzinie.

Pani Semeniuk dała mi wolną rękę, ona zajmowała się równolegle powstająca książką, więc musiałem być odpowiedzialny za decyzje, jakie podejmę. Kiedy skończyłem, chciałem usłyszeć od niej jakieś uwagi krytyczne, ale ona powiedziała: super, nie mam żadnych zastrzeżeń. Byłą pod takim wrażeniem, że jak dyrektor ją zapytał, czy film jest czarno-biały czy kolorowy, nie umiała powiedzieć. Tak mocno skoncentrowała się na treści, że zapomniała o formie.

 

Co było najtrudniejsze podczas kręcenia tego filmu?

Największą rudnością było stworzenie poczucia intymności swoim bohaterom. Ludzie przy kamerze nie zachowują się naturalnie. Ciężko było wyciągnąć od nich emocje. Tylko jedna osoba popłakała się, wspominając tamte (przesiedleńcze) czasy.

 

To był jak na razie jedyny Twój pełnometrażowy film?

Tak, raczej wolę krótkie formy. Po prostu można je lepiej dopieścić. Uwielbiam filmiki reklamowe, takie do 30 sekund. Często biorę udział w  konkursach ogłaszanych przez portal www.millionyou.com. Przynajmniej raz w miesiącu coś wysyłam. Jestem zalogowany tam 4 lata i znalazłem się w topie tych, którzy mają najlepsze filmy. Mam co prawda tam tylko jedno zwycięstwo, ale w finałach konkursów byłem już ponad 20 razy.

 

To się przekłada na sukces finansowy?

Oczywiście, każdy konkurs wiąże się z jakimiś nagrodami. Za samą nominację do finału jest 1000 złotych.

 

Ale z tego się nie da wyżyć?

Nie, ale ja taktuję to jedynie jako hobby.

 

Z tego, co wiem, to hobby też wymaga nakładów finansowych.

W moim przypadku nakład jest minimalny. Filmy robię za darmo. Pytam znajomych: chcecie zagrać w filmie? Najczęściej chcą. Jeśli film wygrywa, odwdzięczam się im. Scenariusze piszę sam.

 

Te scenariusze dowodzą Twojego poczucia humoru.

Oczywiście, mam poczucie humoru, ale nie wiem, czy każdemu odo odpowiada.

 

Dość zabawny był cykl filmów z Posterunkowym Bambułką. Z tego, co widać, film kręcony był w naturalnym środowisku, czyli w złotoryjskiej komendzie policji. Nie bałeś się reakcji stróżów prawa?

 

To był jeden z naszych pierwszych filmików. Dość sławny się stał. Kiedyś brat poszedł w jakiejś sprawie na policję i prowadzący sprawę policjant mówi: ja cię skądś znam, czy ty nie jesteś posterunkowy Bambułka? A Łukasz mówi: nie, ja grałem komendanta. Okazało się, że film był hitem na komendzie.

 

Opowiedz, jak zabierasz się do robienia filmu.

Pierwszy etap to zapisanie sobie na kartce nagłówka, który mówi, co chcę zrobić, np. reklama produktu X. Potem wypisuję wszystkie synonimy, do przedmiotów, które przychodzą mi do głowy a mają coś wspólnego z produktem. Na przykład był kiedyś konkurs o oszczędzaniu, więc zacząłem myśleć, co kojarzy się z oszczędzaniem – oczywiście skarbonka, jak skarbonka to świnka, jak świnka, to rzeźnik…I wymyśliłem film pod tytułem „Rzeźnik”. Pomysły zazwyczaj biorę z różnego typu gier słownych i szukam zaskakujących skojarzeń.

 

Czyli film zaczyna się od kartki papieru?

Tak, potem pisze scenariusz. Nie uczyłem się nigdy, jak to robić fachowo, więc robię po swojemu (często podczas kręcenia filmu odchodzę od pierwotnych założeń). Sporadycznie robię też storyboard, taki scenariusz w formie komiksu. To jest bardzo pomocne, bo te obrazki pokazują mi jak ma wyglądać konkretne ujęcie. Ale nie korzystam z tego w każdej sytuacji, bo lubię robić filmy, które tak naprawdę tworzy się w momencie montażu, a storyboard jakby z góry narzuca mi konkretna koncepcję. Jednym słowem: i pomaga i przeszkadza jednocześnie.

Na początku tworzyłem filmy bez scenariusza, ale wychodził totalny bałagan. Aż się dziwiłam jak z tego wychodził film na końcu. Pierwszy mój film, który kręciłem z chłopakami robiony był na zasadzie: ty coś  powiesz, a ty mu odpowiesz, a ja to nakręcę… W konsekwencji było pełno dubli. Potem stwierdziłem, że jednak musi być scenariusz, ale trzeba też sobie zapewnić jakiś margines swobody.

Kiedy już mam scenariusz, szukam miejsc, w których chcę kręcić. Podchodzę do tego realnie. Jeśli wiem, że na przykład nie mam możliwości nakręcić sceny w pokoju hotelowym, to nawet nie próbuję wymyślać takich ujęć. Najczęściej kręcę w plenerze, choć ostatnio robiłem film tylko we wnętrzach.

 

Skąd bierzesz aktorów?

To są ludzie z przypadku, często znajomi, Większość z nich nie ma żadnego przygotowania aktorskiego, ale mi to kompletnie nie przeszkadza. Potrafię nimi tak pokierować, żeby oni zachowywali się filmowo. To doświadczenie, które zdobywałem kilka lat. Najgorzej pracuje mi się ze zwierzętami i z dziećmi. Po prostu ani nie są grzeczne ani nie słuchają.

 

Masz jakąś stałą ekipę, która wiesz, że Ci nie odmówi współpracy przy kolejnej produkcji?

Tak, mam.. To są Fudżijamki z Proboszczowa. Kiedy potrzebuję pomocy, to dzwonię do pani Beaty, którą mogę mianować swoim kierownikiem planu, i ona zawsze z entuzjazmem odniesie się do mojego pomysłu. A panie z zespołu pytają, kiedy znowu coś kręcimy.

 

Kiedy już masz scenariusz, plenery, aktorów, to co dalej?

Kręcę, a potem jest montaż. Jednak zanim to wszystko zrobię, lubię  mieć muzykę. Mam kilu znajomych, którzy zajmują się tworzeniem muzyki. Konsultuję się z nimi przez Internet. Na przykład podsyłam znajomemu utwór, który znam i mi się podoba, aby zobaczył styl, o który chodzi, a on tworzy oryginalna muzykę do mojego filmu. Robi to nieodpłatnie, ale jak film wygra, to dzielę się z nimi nagrodą.

U mnie muzyka musi być przed filmem, ma z nim współgrać, musi płynąć z obrazem. Dlatego najpierw muzyka, dopiero potem jest montaż i film gotowy.

 

Muzyka jest ważniejsza niż słowo?

U mnie muzyka jest najważniejsza. Dialogi zdarzają się w moich filmach rzadko, a wynika to z tego, ze angażuję do pracy ludzi bez przygotowania aktorskiego i ich wypowiedzi brzmią nienaturalnie. Jeżeli już są słowa, to najczęściej narracja leci z offu.

 

Konsultujesz z kimś efekt końcowy?

Kiedy już film jest gotowy, odtwarzam go na komputerze i wołam kogoś z rodziny lub przyjaciół, żeby obejrzał ze mną. Zazwyczaj wiem, co w tym filmie jest nie tak jak trzeba i czekam, czy ktoś to potwierdzi. Bywa, że na przykład brat mówi: to i to mi się nie podoba, a ja na to, że to nie o to chodzi.

 

Bierzesz pod uwagę głosy krytyczne?

Lubię usłyszeć opinię, ale i tak liczy się na końcu moje zdanie. Wolę jak ktoś mnie utwierdza w przekonaniu o mojej racji J. Nawet jeśli ma być to opinia negatywna, to niech będzie taka sama jak moja.

 

Brat – fotograf dużo Ci pomaga w robieniu filmów?

Dużo, Łukasz nie tylko służy opinią, ale też zajmuje się oświetleniem, pomaga ustawić kamerę.

 

Jakim sprzętem operujesz?

Mam profesjonalna kamerę, ale nią nie kręcę. Używam lustrzanki (canon 60D), bo doszedłem do wniosku, że ma lepszą głębię ostrości i dzięki temu obraz wygląda bardziej filmowo. Do lustrzanki mam różnego typu obiektywy a do kamery nie. Chętnie stosuję „rybie oko”, a kamera nie daje takiej możliwości. Oprócz aparatu potrzebuję innych rzeczy i dlatego po każdym wygranym konkursie część pieniędzy przeznaczam na sprzęt. Mam statywy, softboxy, tła…

 

W jaki sposób Twoja praca w kinie pomaga Ci w robieniu własnych filmów?

Bardzo pomaga. Czasem kiedy puszczam film, dokładnie oglądam go nawet po 5 razy, ale za każdym razem patrzę na niego inaczej. Pierwszy raz oglądam jak normalny widz, czyli skupiam się na fabule, drugi i kolejny raz oglądam pod kątem technicznym, rozbieram na czynniki pierwsze, potem wyłapuję błędy…Oczywiście są filmy, których nie mam ochoty oglądać. Na początku mojej pracy w kinie dziwiłem się, że nieraz operatorzy włączają film i wychodzą, nawet nie patrząc na niego. Teraz, po kilku latach sam tak robię, szczególnie kiedy wiem, że to jest amerykańska komedia romantyczna J. Zawsze kończy się tak samo.

 

Ile filmów przez ten czas obejrzałeś?

Mnóstwo, ale takich które by mnie zaciekawiły – niewiele. Ostatnio takie wrażenia na mnie zrobił „Django”.

 

Film lub reżyser, na którym się wzorujesz, który Cię inspiruje to?

Uwielbiam Quentina Tarantino, Woodego Allena, z polskich reżyserów Andrzeja Wajdę. A jeśli chodzi o filmy, to inspirują mnie współczesne amerykańskie bajki typu „Kung Fu Panda”. Potrafię je oglądać po wiele razy. Cenię w nich świeżość, humor, zaskakujące ujęcia.

 

Robiłeś już bajki?

Nie, na razie tylko kręciłem teledyski dla dzieci. Ostatnio zrobiłem animację komputerową, bardzo pracochłonną i czasochłonną. 25 sekund filmu robiłem przez dwa tygodnie. Oczywiście nie non stop, ale i tak wyszło, że jedną sekundę tej animacji robiłem przez godzinę. Nie mam zdolności plastycznych, artystycznych, więc wszystkie obrazki ściągnąłem z sieci i przerobiłem po swojemu, zastosowałem program Sony Vegas i mogę ci już pokazać efekt końcowy [po obejrzeniu stwierdzam, że godny uwagi – I.P.]. To jest reklama zrobiona na konkurs pod hasłem „Kolej na miłość” ogłoszony przez PKP. Dostała się do finału, ale na podium się nie znalazła, niestety.

 

Miłość do obrazków czy to statycznych czy ruchomych jest u was rodzinna. Ty kręcisz filmy, Łukasz świetnie fotografuje, skąd te zainteresowania?

Zaczęło się od tego, że w 2005 czy 2006 roku kolega kupił sobie aparat i przyniósł do nas, by się pochwalić. Aparat miał funkcję video i mnie to mocno zaciekawiło. Pożyczył mi go na jakiś czas a ja zacząłem nagrywać filmiki. Tak mi się to spodobało, ze postanowiłem kupić sobie podobny sprzęt. Zbierałem chyba pół roku na ten aparat. No i tak się zaczęło. Kręciłem filmy z kolegami. Pierwsze próby były bez pomysłu, szedłem z kolegami na trening i filmowałem, jak grają w piłkę. Ale to mi nie wystarczało. Stwierdziłem, ze trzeba nakręcić jakąś fabułę. Umówiłem się z kolegami, żeby przynieśli jakieś śmieszne ciuchy, poszliśmy do parku i zrobiłem nagranie. Potem to zmontowałem, pokazałem im i się spodobało. Więc kręciłem coraz więcej aż się w to wkręciłem J.

 

Myślałeś o tym, by to co robisz, sprofesjonalizować, na przykład iść na studia, które uczynią z Ciebie zawodowca?

Chciałbym iść do szkoły reżyserskiej, ale wiem, że trudno się tam dostać. Ze strachu przed odrzuceniem nawet nie składałem tam podania. I stwierdziłem, że bez tej szkoły też mogę kręcić filmy. Choć z drugiej strony takie wykształcenie dużo by mi pomogło. Przynajmniej mógłbym poznać ludzi z branży, nawiązać z nimi kontakty. Na razie samodzielnie zdobywam wiedzę, śledzę w Internecie nowinki dotyczące techniki, sprzętu, oglądam dużo teledysków, podglądam efekty, odwiedzam fora internetowe dla filmowców i fotografów. Kupiłem sobie też trochę książek, ale kiedy je zacząłem czytać, stwierdziłem, ze ja to wszystko wiem.

 

Zasmakowałeś już sławy?

Nie czuję się sławny, ale jestem rozpoznawalny.

 

O czym marzysz?

Chciałbym nakręcić film, który by każdego poruszył. Lubię, kiedy film wywołuje emocje: śmiech, wzruszenie…Chciałbym żeby to był obraz pełnometrażowy i na dodatek wyświetlany w kinie – to moje marzenie.

 

Iwona Pawłowska

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Wywiad. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *