Z laptopem w trumnie

 W zakładzie pogrzebowym ruch jest zawsze. To interes, który się kręci niezależnie od warunków ekonomicznych w kraju. W Złotoryi rocznie odbywa się ok. 200 pogrzebów.

Dochodowy biznes? W naszym miasteczku pogrzeb kosztuje ok. 3 tys. złotych. Są miesiące, że jest 6, 7 pochówków, czasami 30. Musi się to jednak właścicielom zakładów opłacać, skoro w szesnastotysięcznym mieście prosperują dwie firmy funeralne. Od trzech czy czterech lat konkurencją dla istniejącego od lat 90. zakładu p. Grzegorza Stafisza jest „Leonardo”. Ta firma jednak musi współpracować z zakładem p. Stafisza, gdyż to on zarządza całym cmentarzem komunalnym. Jeśli „Leonardo” chce zrealizować powierzoną mu usługę, musi podpisać porozumienie z firmą p. Grzegorza i dopiero wtedy może czynić swoją przykrą powinność.

 

*

 

Zakres obowiązków pracowników zakładu nie sprowadza się tylko do pochówku.

Dzisiaj jest ładna pogoda i nie ma pogrzebów, więc panowie sprzątają liście, grabią, czasami, gdy zajdzie potrzeba, przycinają drzewa, koszą trawę. Pilnują porządku na cmentarzu. „Nie zatrudnia się tu profesjonalnej ochrony, zamyka się bramę wieczorem. Niestety, zdarzają się grabieże i inne incydenty. Dewastacje są i będą. W takich przypadkach dzwoni się na policję – mówi Franciszek Słaby, zarządca firmy. Jednak zawsze, co noc dyżuruje w budynku firmy jeden z pracowników. Ma do swojej dyspozycji wygodny pokój, kanapę, kuchenkę, prysznic. Powinien też mieć głęboką wiarę, że na cmentarzu nie straszy. „Trzeba się żywego bać, nie umarłego” – uważa  p. Słaby.

 

*

 

W Złotoryi pogrzeb trwa ok. 2 godzin, w innych miastach ten czas może być krótszy. U nas jest to czas na wystawienie zwłok, mszę i pochówek. Są takie aglomeracje, w których z powodu większej liczby pogrzebów w ciągu dnia, nie odprawia się mszy przed ceremonią, tylko w innym terminie. „W naszym mieście praktycznie nie czeka się na pogrzeb. Zdarza się jednak, że na prośbę rodziny opóźnia się czas pochówku, szczególnie, kiedy trzeba czekać na przyjazd rodziny z oddalonych miejsc. Za przechowanie zwłok nie płaci się ani w szpitalu ani w chłodni na cmentarzu. Chyba, że są to zlecenia prokuratorskie, ale to już inna historia” – wyjaśnia p. Słaby. W niektórych środowiskach wiara w zabobon nakazuje pochować bliskich przed najbliższą niedzielą, inaczej zmarły „zabierze zaraz kogoś z rodziny do siebie”.

 

*

 

Zakład funeralny rozpoczyna swoje obowiązki od momentu, gdy lekarz stwierdza zgon pacjenta. Wtedy rodzina lub policja wzywa zakład pogrzebowy. Jak jest zgon tzw. domowy, można skorzystać z usług wybranego zakładu funeralnego, jeśli lekarz ma wątpliwości i jest tzw. „zgon prokuratorski”, wtedy obowiązki przejmuje i zabiera zmarłego firma p. Stafisza.

Najcięższą pracą dla grabarzy jest kopanie grobu. „U nas robi się to ręczne. Niestety, na złotoryjskim cmentarzu jest wąsko, między mogiłami mało miejsca, nie wjedzie żaden sprzęt. W zimie, kiedy jest mróz, kopie się przecinakiem. Czasami trzy dni kopie się taki grób. Zwykle to robi trzech pracowników. Jeden kopie, dwóch odpoczywa i na zmianę. Jest to ciężkie zajęcie. Ci, którzy kopią, potem, elegancko ubrani, niosą trumnę. W zakładzie p. Grzegorza są dwa zespoły grabarzy, więc można równolegle zrobić dwie ceremonie, np. jedną na miejscu, drugą-wyjazdową.

W tym roku pracownicy p. Grzegorza podczas kopania grobu w Wojcieszowie znaleźli skarb – metalową bańkę wypełnioną zabytkowymi monetami. Ot, „wypadek przy pracy”. Niestety, ich uczciwość nie została nagrodzona. Skarb oddali i na tym sprawa się zakończyła. O znaleźnym już przestali marzyć.

 

*

 

Przygotowanie zwłok do pogrzebu odbywa się w szpitalu. Kosmetykę „do trumny” robi prosektor, który przyjeżdża z Polkowic. Maluje, czesze. Na specjalne życzenie rodziny robi nawet balsamację zwłok. Po takim zabiegu ciało może być przechowywane bez chłodni nawet przez rok. W Złotoryi raczej nikt nie korzysta z tej usługi. Jest to kosztowna ekstrawagancja.

Firma Stafisza prowadzi również sklep z ubraniami męskimi. Są to typowe garnitury. „Damskich ubrań już nie sprzedajemy, bo kobiety mają większe wymagania. One nawet po śmierci się stroją. Zazwyczaj panie, świadome swej śmierci, sugerują, wręcz nakazują rodzinie, w co mają być ubrane do trumny.

Zwłoki ubiera się normalnie, mitem jest, że zesztywnienie utrudnia tę czynność „Nie rozcinamy ubrań, rozmawia się ze zwłokami, ale o to najlepiej zapytać prosektora” – sugeruje p. Słaby. Przepisy nakazują wydać ze szpitala ciało ubrane. Jednak niekoniecznie jest to ubranie „do trumny”. Wtedy przygotowaniem zajmują się pracownicy p. Stafisza. Są to na ogół młodzi mężczyźni – średnia wieku ok. trzydziestu lat. Są już oswojeni z widokiem zwłok i śmiercią. „Najgorzej chowa się dzieci. Panowie mają już swoje rodziny, własne dzieci i wtedy widok zmarłego malucha niesamowicie porusza, strasznie się przeżywa takie sytuacje.” Na szczęście śmierć dziecka jest rzadkością, w roku to ok. pięciu, sześciu zgonów.

 

*

 

Ostatnio dość często pojawia się zapotrzebowanie na kremację zwłok. W tym roku w firmie p. Stafisza było już ok. 10 takich zleceń. Na złotoryjskim cmentarzu jest teraz specjalne miejsce dla urn. Niektórzy życzą sobie składać urnę do ziemi, do grobowca. Odnosi się wrażenie, że pogrzeby po kremacji nie są już rozpaczliwe, rozdzierające. Świadomość, że to nie ciało, ale prochy odprowadza się w ostatnią drogę, nie jest taka przykra. Jest taki moment podczas pogrzebu tradycyjnego, kiedy opuszcza się trumnę do grobu i ksiądz rzuca symboliczną grudkę ziemi. To niesamowicie przygnębia. Pogrzeb po kremacji oszczędza tych wrażeń. Kiedyś pogrzeb kończyło zasypanie grobu, dziś już nie robi się tego. Po opuszczeniu trumny grabarze nakładają płytę, a na niej układają wieńce (są jednak takie miejscowości, gdzie ksiądz życzy sobie zasypywania grobu podczas ceremonii). Dopiero kiedy rodzina się rozejdzie,  zdejmuje się płytę, zasypuje i formuje grób. Firma p. Stafisza tak robi od 10 lat.

 

*

 

„Pogrzeby w różnych obrządkach religijnych mają swoje scenariusze” – wyjaśnia p. Słaby. „Inaczej jest u Świadków Jehowy, jeszcze inaczej u prawosławnych. Świadkowie mają pogrzeby bez krzyży, nie ma go ani w kaplicy, ani na trumnie. Zwłoki wyprowadza się z kaplicy, nie z kościoła. Nie ma księdza, tylko prowadzący, mistrz ceremonii. Żałobnicy śpiewają psalmy. Na pomnikach później umieszczają cytaty z Biblii. Pogrzeb prawosławny to wyprowadzenie zwłok z domu, modlitwa pod krzyżem, dużo jest śpiewów. Robiliśmy kiedyś taki pogrzeb pod Legnicą.”

Dzieci zmarłe podczas porodu lub z martwych ciąż mają trochę odmienną ceremonię. Trumienka z ciałem nie jest wystawiana w kościele, tylko w kaplicy i nie odprawia mszy za duszę zmarłego, lecz za jego rodziców.

 

*

Egzotyczne i niezwykłe są ceremonie pogrzebowe związane z obrządkiem romskim. Cyganie trzymają zwłoki w trumnie w domu, w osobnym pomieszczeniu. Zanim wyprowadzi się zmarłego do kostnicy, mijają trzy dni. W tym czasie czuwa się przy trumnie. W drugim pomieszczeniu postawiony jest stół, na którym nie brakuje wódki i jedzenia, ale i modlitw. Tak też wyraża się szacunek dla zmarłych. Co ciekawe, na cmentarzu również Romowie stawiają stoły w dzień 1 listopada. „Spotykamy się często na cmentarzu, bo tam rozmawia się o zmarłym – o człowieku, jego czynach. Nigdy się nie mówi takich rzeczy, że on był złym człowiekiem, ale szukamy dobrych chwil, o dzieciach, że to był bardzo dobry muzyk, że nie było w Polsce takiego. Rozmawia się tak, pije kieliszek…”a)

Bardzo precyzyjnie opisane są zwyczaje związane z tradycyjnym pochówkiem żydowskim, rzadko już praktykowanym na naszym terenie. „Gdy zgon zostanie stwierdzony, należy natychmiast przystąpić do przygotowywania pogrzebu. Ciało obmywa się i owija czystym, lnianym całunem. Mężczyznom zakłada się na głowę jarmułkę i na ramiona szal modlitewny (tałes) z obciętymi frędzlami, bowiem zmarły nie będzie już uczestniczył w życiu religijnym. Na oczy kładzie się skorupki z rozbitego naczynia ceramicznego, które wcześniej zawierało wodę służącą do obmycia zmarłego. Najlepiej, jeśli pogrzeb odbędzie się tego samego dnia. Przygotowane zwłoki, zgodnie z tradycją, powinno się grzebać w poświęconej ziemi w samym całunie. Później przyjęło się chowanie w bardzo prostej, zbitej z desek trumnie, aby zbyt solidna i szczelna nie przeszkadzała zwłokom przeobrazić się w proch. Tej zasadzie byli wierni ludzie bardziej pobożni, jednak wśród liberalnych Żydów raczej nie przestrzegano tego nakazu. Przykładem może być to, że niektórzy zamożniejsi ludzie byli chowani w grobowcach, w rzeźbionych trumnach wykonanych z metalu. Nie jest niczym nagannym i uwłaczającym czci zmarłego chować go w samym tylko lnianym płótnie lub w najprostszej trumnie, zrobionej z nieheblowanych, białych desek. Poza Świętą Ziemią Izraela chowa się zmarłych w trumnach, natomiast na jej terenie używa się tylko prześcieradła do okrycia zwłok, chyba że zmarły zginął w taki sposób, iż zostało uszkodzone jego ciało, wówczas chowa się go w trumnie. Nie powinno się także wkładać zmarłemu kosztowności, jak również przyozdabiać nimi całunu i trumny. Ponieważ judaizm wyraźnie nakazuje, że zmarły powinien być oddany ziemi i pogrzebany, aby tak jak z prochu powstał, tak samo w proch się obrócił, w żadnym wypadku nie powinno się przeprowadzać kremacji zwłok. Wskazanie to nabrało szczególnego znaczenia po Holocauście, kiedy miliony Żydów zostało zamordowanych i spalonych w piecach krematoryjnych.”b)

 

*

 

Nawet w biznesie pogrzebowym lansuje się trendy. Właściciele zakładów pogrzebowych bywają na targach i zapoznają się z nowinkami w swojej profesji. Najszybciej zmienia się moda na trumny. Nie wszędzie co prawda, bo są takie środowiska, szczególnie małomiasteczkowe, gdzie hołduje się tradycji. Tu na przykład nie przyjęły się trumny amerykańskie, płaskie, otwierane w połowie. Pewnie ze względu na cenę. Ostatnio na targach oferowano trumny z telefonami komórkowymi czy laptopami. Takie trumny kosztują nawet 20 tysięcy złotych. Cyganie kupują takie cuda. Potrafią wydać na trumnę 50 tysięcy, kupują nawet wyścielane masą perłową. Dla Romów uroczystość pogrzebowa jest również okazją do zaprezentowania statusu finansowego.

W Złotoryi nie sprzedaje się takich drogich i wystawnych trumien. Tu schodzą tradycyjne. Najtańsze są sosnowe i brzozowe, najdroższe- dębowe. Dąb dłużej wytrzyma w ziemi. Dla niektórych dębowa trumna jest znakiem prestiżu. Podobnie jak grobowce. Jednak w Złotoryi nie ma wielu chętnych na groby murowane. Grobowce są piętrowe, pozwalają na schowanie 2, 3 trumien. Dlatego są droższe.

Trumny w grobowcach rozkładają się wolniej, ciała też. Częściej zasuszają się, ulegają naturalnej balsamacji.

 

*

 

Zakład zajmuje się również ekshumacjami. Właśnie teraz zaczyna się okres (od 15 października do 15 kwietnia), kiedy możliwe są te czynności. Zwykle ekshumacje robi się wcześnie rano. Szczególnie ze względu na fakt, że wtedy nie ma na cmentarzu postronnych osób. Ludzie, wbrew pozorom, lubią makabryczne widoki. Zazwyczaj ekshumacja spowodowana jest przeniesieniem zwłok na inny cmentarz, ale bywa związana z tzw. likwidacją grobu. W tej drugiej sytuacji wykopuje się stare szczątki, dwudziestoletnie, czterdziestoletnie. Po tylu latach nie ma już trumny, zostają tylko kości. Zdarzają się ubrania, szczególnie te ze sztucznych materiałów, buty, różańce, książeczki do nabożeństwa. Ekshumację robi się ręcznie, ostrożnie. Pracownicy zakładu pogrzebowego są szczepieni na rozmaite choroby związane z pracą w specyficznych warunkach, jednak po co ryzykować.  Ubrania, podwójne rękawice, maski grabarzy po wszystkim poddaje się utylizacji. Kiedy likwiduje się grób, szczątki są wkopywane w tym samym miejscu, tylko głębiej, a miejsce zasypuje się wapnem chlorowanym. Takie miejsca wykorzystuje się po pewnym czasie ponownie.

Jest też przepis, który umożliwia tworzenie zbiorowego grobu na szczątki po likwidacji mogiły. W Złotoryi tego się nie robi, nie ma takiej potrzeby.

 

*

 

Kiedyś grabarz to był najgorszy zawód, dzisiaj jest bardzo dużo chętnych do pracy. Więcej niż miejsc. Obiegowa opinia o grabarzach wskazywała na ścisły związek tych panów z alkoholem. Obecnie grabarz nie ma prawa pić. Trzeba dbać o prestiż firmy Ludzie jednak mimo wszystko czasami przynoszą wódkę, taki jest zwyczaj, żeby dać „skórkę”.

Zdarza się, że niektórzy pracujący przy „kilkudniowych” zwłokach wlewają do masek alkohol, aby zneutralizować odór rozkładającego się ciała. Pracownicy firmy p. Stafisza stosują w tym celu krople miętowe jako bardziej skuteczne. „Czterodniowe zwłoki śmierdzą tak, że już pod drzwiami nie można wytrzymać, a co dopiero w środku. A tam trzeba wejść i jeszcze przy tym robić” – mówi jeden z nich.

 

*

 

Pracując w tym fachu nie wolno wyzbyć się wrażliwości. Trzeba umieć rozmawiać z ludźmi, których dotknęła tragedia. Przede wszystkim trzeba wysłuchać, uspokoić i doradzić. Człowiek, który traci najbliższych, nie jest w stanie racjonalnie myśleć, a musi zmierzyć się z biurokracją i praktycznymi decyzjami: jaka trumna, jaki wieniec, krzyż…Tu rola osoby, która przyjmuje interesantów „Trzeba rozmawiać z tymi ludźmi rzeczowo. Kiedy grają emocje, staram się ich wyciszyć. Być pomocną w każdej sytuacji. Ale stres przenoszę do domu. Bywa, że jestem zmęczona psychicznie” – mówi kobieta.

 

 

*

 

Pracownik czy właściciel zakładu pogrzebowego to ponury fach dla wielu z nas. „Znajomi i rodzina już przywykli do naszego zawodu” – mówi p. Słaby – „Praca jak praca. Zawód jak każdy inny.” Dzisiaj obaj panowie na pewno nie żałują decyzji o odejściu z „Leny” w latach 90. Tamtego zakładu już nie ma, ich biznes, ku uciesze Thanatosa, trwa.

 

 

Iwona Pawłowska

 

 

Dziękuję Agnieszce Młyńczak za pomoc w zebraniu materiału do tekstu

 

Pisząc artykuł korzystałam z serwisów internetowych: poświęconych kulturze:

1) romskiej  (www.p-rom.info)

2) judaistycznej (www.cpt.org.pl)

Ten wpis został opublikowany w kategorii Reportaż. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *