A mnie jest szkoda lata

77 kopia

Koniki polne wyprowadziły się z mojego ogrodu. Nic dziwnego. Zimno się robi. W domu piec podgrzewa atmosferę, bo ten chłód, zupełnie nie letni, powoli acz brutalnie wdziera się z zewnątrz do wewnątrz. Poranki i wieczory nie prowokują do wychodzenia z pieleszy i dlatego z podziwem o sobie dziś myślałam, gdy zdecydowałam się przed wschodem słońca wybrać z Mężem na miniplener do Twardocic. Te Twardocice to zupełnie niezaplanowane miejsce, ale trudno było się oprzeć mgielnym snujom nadłącznym, gdy tak jechaliśmy szukać ładnych widoków. Okazało się, że dziś ładne = wilgotne. Żałowałam, że zamiast traperów nie włożyłam kaloszy. Rosa na trawach po kolana szybko stała sie udręką. W butach tradycyjnie chlupało, a od trzymania aparatu kostniały mi ręce. I żeby chociaż było warto tak się poświęcać przez dwie poranne godziny, które innym służą do odsypiania trudów całego tygodnia. Jak zwykle wgrane do komputera obrazki bezlitośnie obnażyły, że jeszcze sumiennie muszę popracować nad techniką chwytania mgły lub żerujących pająków. A pająki były piękne tego lata…:) Nie tak jak koniki polne, ale równie urozmaicone i …ruchliwe, niestety.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *