Trudne relacje

5 kopia

Na dziś mój wywiad z Przewodniczącym Rady Miejskiej Andrzejem Zającem

Trudne relacje

Iwona Pawłowska: Dobiega końca Pana kadencja jako radnego i Przewodniczącego Rady Miejskiej w Złotoryi? Jak Pan ocenia ten czas?

Andrzej Zając: Obejmując funkcję w Radzie Miasta miałem jakieś plany, zamiary…Czy udało mi się je zrealizować? Moim zadaniem było dbanie o sprawny przebieg obrad, z jednej strony dyscyplinowanie radnych, z drugiej zagwarantowanie im możliwości zabrania głosu. Starałem się tworzyć taką atmosferę, żeby nie dzielić ludzi, a raczej zachęcać do współpracy. Do moich obowiązków należało też przygotowanie sesji, przybliżenie radnym projektów uchwał i wniosków tak, aby były czytelne i klarowne. I z tych zadań, mam nadzieję, właściwie się wywiązałem. A dodam, że wcześniej nie miałem żadnego doświadczenia w kierowaniu Radą.

 

I.P: Zdarzały się takie burzliwe sesje, podczas których trudno było zapanować nad emocjami radnych?

A.Z: Tak, oczywiście zdarzały się obrady, kiedy różnica zdań między dyskutującymi była bardzo duża. Na przykład na komisjach radni omawiali projekty uchwał, a kiedy przychodziło do sesji ci sami radni zmieniali zdanie i głosowali przeciwko własnym uchwałom.

 

I.P: A które z tematów podejmowanych przez Radę Miejską budziły największe kontrowersje?

A.Z: Projekt wykupu mieszkań. Przygotował go jeden z najmłodszych radnych Iwo Matecki. Przekonał nas do słuszności argumentów mieszkańców. Oczekiwali oni od nas decyzji w sprawie bonifikaty, jaką miasto daje podczas wykupu mieszkań komunalnych. Jesteśmy jednym z nielicznych w regionie miast, gdzie bonifikata wynosi tylko 80%. Mówię tylko, ponieważ np. w Jaworze, Jeleniej Górze czy w Chojnowie upust wynosi 95%, w Świerzawie, w zależności od kategorii mieszkania 90% – 95%. Te dane skłoniły mnie do tego, by poprzeć inicjatywę Iwa Mateckiego. Wielu radnych również przychyliło sie do tego wniosku. Uznali oni, że nie można karać ludzi, potencjalnych nabywców mieszkań tak niską bonifikatą tylko dlatego, że żyją w Złotoryi. Wykup mieszkań, nawet po niższej cenie, tak naprawdę opłaca się miastu, ponieważ ludzie, czując się prawowitymi właścicielami nieruchomości, bardziej dbają o swe domy. Tym samym zyskuje całe miasto. Powstają wspólnoty, zaczynają się remonty…Idąc tym tropem uznaliśmy, że trzeba ludzi zachęcić do nabywania mieszkań. Nie oszukujmy się – najlepsze lokale już zostały sprzedane. Zostały te gorsze standardem, wymagające natychmiastowej interwencji budowlanej, a użytkujący je lokatorzy nie są już tak zamożni, by wydać krocie na wykup nieruchomości.

 

 I.P: Skoro argumenty są tak oczywiste, to nie powinny budzić niczyich zastrzeżeń?

A.Z: Komisja wydała pozytywna opinię, ale pan burmistrz miał odmienne zdanie – argumentował je tym, że zwiększenie bonifikaty skutkowałoby dużym uszczerbkiem dla budżetu miasta. Prawda jest taka, że nie wszystko da się przeliczyć na pieniądze. Dobro i samopoczucie mieszkańców czy wygląd Złotoryi mają przecież kolosalne znaczenie. Jednak kiedy przyszło do głosowania nad projektem uchwały (przypominam pozytywnie zaopiniowanej przez komisję), znaczna część radnych zgodziła się z argumentacją burmistrza i głosowała, ku mojemu zdumieniu i przerażeniu, przeciwko wcześniejszym ustaleniom.

 

I.P: Dlaczego w takim razie radni głosują czasem wbrew sobie?

A.Z: Bardzo trudno mi odpowiedzieć na to pytanie. Rozmawiałem z niektórymi z radnych i dowiedziałem się, że stosowane były wobec nich pewne formy nacisku, które wpłynęły na zmianę ich decyzji o głosowaniu. Nie mam jednak dowodów na to, bo gdybym je posiadał na pewno skierowałbym sprawę do prokuratury.

 

I.P: Wiem, że w ciągu czterech lat kadencji tej Rady doszło do jeszcze jednego dość ostrego sporu. Mam na myśli kwestię przeniesienia Gimnazjum nr 1.

A.Z: O tej sprawie już kiedyś rozmawialiśmy. Dziś z perspektywy czasu mogę powiedzieć, że była to słuszna decyzja. Nie kwestionowaliśmy idei przeniesienia gimnazjum, radni pozytywnie ocenili warunki, jakie stworzono młodzieży w budynku przy ulicy Wilczej. Jednakże w momencie podejmowania decyzji przed dwoma laty bardzo zaniepokoiła radnych forma załatwiania sprawy przez burmistrza, który samodzielnie, bez konsultacji z Radą podjął kroki zmierzające do urzeczywistnienia planu. Odbyło sie to tak, że dowiedzieliśmy się o całej sprawie dopiero wtedy, gdy rodzice zaczęli zgłaszać protesty, gdy zrobiło się nieprzyjemnie, gdy media poruszyły ten problem. A przecież decyzja o zmianie lokalizacji szkoły formalnie należy do Rady a nie do burmistrza. Myślę, że gdyby pan burmistrz podszedł do tego inaczej i najpierw powiadomił Radę o swoich planach, sposób załatwienia sprawy byłby inny, wszystko odbyłoby sie spokojniej. Nie byłoby konfliktów, problemów i telewizja nie musiałaby pokazywać naszego miasta od tej nieprzyjemnej strony.

 

I.P: Rada monitoruje sytuację w złotoryjskich placówkach oświatowych podlegających miastu? Ostatnio przecież głośno było o kilku niewytłumaczalnych, w moim rozumieniu, zdarzeniach: dyrektorka przedszkola wyprowadziła pokaźną sumę pieniędzy, szkoła społeczna z winy zarządzających ma ogromne problemy z płynnością finansową. Co na to radni?

A.Z: Chcę powiedzieć głośno i jednoznacznie: radni nie są informowani o tych sprawach. O tych kłopotach, nadużyciach dowiadujemy się z prasy, telewizji, od mieszkańców…

 

I.P: Nie macie możliwości zaproszenia na obrady osoby odpowiedzialnej za oświatę w mieście, by wytłumaczyła wam te kwestie? Nie wierzę w to.

A.Z: Były takie sytuacje, kiedy zapraszaliśmy pana Wróblewskiego na nasze obrady. Jednak nigdy nie usłyszeliśmy o żadnych problemach. Nawet wtedy, gdy zasygnalizowaliśmy o podwójnym przypisaniu dziecka do szkół. To było dla nas niezrozumiałe, bo przecież subwencje oświatowe  „idą za dzieckiem”, a jeśli uczeń jest zgłoszony w dwóch placówkach, to znaczy, że któraś dostaje pieniądze niesłusznie. Poprosiliśmy pana Wróblewskiego o wyjaśnienie tej sprawy i do dziś nie mamy odpowiedzi.

 

I.P: Inna sprawa, która podzieliła radnych to problem Zielonego Grzybka, a konkretnie jego lokalizacji.

A.Z: Podczas ostatniej sesji zgłosiłem burmistrzowi na piśmie interpelację w sprawie udostępnienia Radzie umowy dzierżawy zawartej z właścicielem Zielonego Grzybka. Przedstawiłem uzasadnienie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie (umowa dzierżawy jest informacja publiczną) i oparłem się na statucie Rady Miasta o dostępności obywateli do informacji. Najważniejszą sprawą było podczas tej sesji było wystąpienie pani Maciejak z wnioskiem formalnym, aby rada podjęła uchwałę w formie apelu do burmistrza, by rewitalizacja rynku starego miasta przebiegała zgodnie z planem, a ten nie przewiduje lokalizacji  Zielonego Grzybka. Innymi słowy chodziło o to, by Grzybek już nie powrócił na poprzednie miejsce. Wniosek pani Maciejak został poddany pod głosowanie i w wyniku głosowania Rada go przyjęła. Przeciwko wnioskowi głosowało tylko czterech radnych.

 

I.P: Kto głosował za pozostawieniem Grzybka?

A.Z:  Pan Antonowicz, pani Widulińska, pan Wilczyński i pani Żak.

 

I.P:  Mimo tych wszystkich różnic w Radzie i, nazwijmy to niedomówień między radnymi a burmistrzem były pewnie sesje bardziej konstruktywne, skutkujące w zadowalające większość radnych i mieszkańców uchwały?

A.Z: Współpraca między Rada i burmistrzem układała się różnie. Mieliśmy też sukcesy. Konsensusem zakończyła się sprawa parkomatów. W pierwszej wersji burmistrz proponował stawkę za pierwszą godzinę parkowania dwa złote czy nawet więcej. Za sprawą mojej interwencji, a rozmawiałem z każdym radnym przedstawiając swoje argumenty, uchwaliliśmy niższe stawki. Samo wprowadzenie opłaty za parkowanie uważam za słuszne. Proszę zobaczyć, że teraz jest łatwiej znaleźć miejsce na postawienie auta. Już nie zdarzają się sytuacje, że właściciel zostawia samochód na parkingu na kilka dni czy tygodni z wywieszką „sprzedam”. Nie traktuje ulicy jak komisu samochodowego. A takie przypadki zdarzały się wcześniej. Po wprowadzeniu parkomatów usprawnił się przepływ aut przez centrum.

 

I.P: Każdy kij ma dwa końce. Podejrzewam, że docierały do Pana głosy mieszkańców centrum niezadowolonych z decyzji Rady. Ich posesje były zastawione autami kierowców, którzy w ten sposób oszczędzali na biletach.

A.Z: Nie ma rozwiązań idealnych. Nie tylko w naszym mieście brakuje miejsc parkingowych. Samochodów przybywa, miejsce sie kurczy, ulice nie są z gumy? Były propozycje zbudowania parkingu dwukondygnacyjnego przy ulicy Konopnickiej. Były zlecone badania gruntu, ale na tej fazie się skończyło. Myślę, że to jest sprawa przyszłościowa.

 

I.P: Proszę podsumować, jak układała się przez te cztery lata współpraca Rady z burmistrzem?

A.Z: Cóż mogę powiedzieć na temat współpracy?…Wiele zadań udało nam się wspólnie wykonać. To trzeba ocenić pozytywnie. Okres, w którym przyszło nam pełnić swoje funkcje, był bardzo szczęśliwy dla miasta. Pozyskaliśmy dużo funduszy, nigdy jeszcze kasa miasta nie była tak zasobna. Złotoryja się rozwija, pięknieje…

 

I.P: To zasługa burmistrza czy Rady?

A.Z: Kampania wyborcza ma swoje prawa, więc burmistrz na pewno sobie przypisze sukcesy, ale nie jest to cała prawda.

 

I.P: Jak radni odnosili się do ostatnich doniesień o konflikcie burmistrza z panem Kolasińskim, z panem Solarzem, z panem Baranem?

A.Z: Sprawa skarg wymienionych panów była rozpatrywana przez komisję rewizyjną. Przepisy w tej materii są bardzo nieścisłe. Nawet jeśli Rada uzna sprawy za zasadne, to ja jako przewodniczący nie mogę nic z tym zrobić. Nie ma przepisów wykonawczych, które obligowałyby mnie do jakichkolwiek działań.

 

I.P: Ale wie Pan, jak to wygląda z perspektywy zwykłego mieszkańca, który nie zna dokładnie kompetencji Rady? Złotoryjanin dziwi się, dlaczego radni nic nie robią, kiedy mieszkańcom z winy burmistrza dzieje się krzywda.

A.Z: Niestety, mamy związane ręce. Poza satysfakcją skarżącego, którego racje uznamy za słuszne, nic nie możemy zagwarantować.

 

I.P: Burmistrz tłumaczył się przed radnymi ze swoich kontrowersyjnych, niesłusznych czy uznanych za szkodliwe (jak uznał ostatnio sąd) decyzji?

A.Z: Tak. Jego argumenty były oczywiście przeciwne do argumentów stron skarżących. A jeśli chodzi o osoby składające skargi, to niejednokrotnie postulowaliśmy (szczególnie R. Gorzkowski nalegał), aby były one zapraszane na posiedzenia komisji rewizyjnej rozpatrującej dany problem. Jednak przewodniczący tej komisji pan Antonowicz nie uznał tego za konieczne.

 

I.P: Przeglądając protokoły z sesji rady, zauważyłam, że podczas ostatnich obrad pan burmistrz był nieobecny? Skąd ta absencja?

A.Z: Ta sytuacja jest dla mnie bardzo niezrozumiała i zaskakująca. Żeby ją wyjaśnić, trzeba chyba wrócić do sesji czerwcowej, kiedy zabrałem głos w sprawie 40 garaży przy ulicy Zimowej. W okresie półtora roku udało się miastu sprzedać 4 czy 5 garaży a reszta stoi pusta. Kilkakrotnie składałem interpelację w sprawie tych pustostanów. Postulowałem, aby, jeśli nie można ich sprzedać, to wydzierżawić mieszkańcom, bo są chętni (około 30 wniosków leży w sekretariacie) Jedyne, co udało mi się uzyskać, to odpowiedź burmistrza: wezmę pana słowa pod uwagę. Uważam, że skoro miasto poniosło koszty wybudowania garaży, to zrobiło dla mieszkańców, więc dlaczego garaże stoją nieużywane? Jeśli udostępni się je mieszkańcom, to kilkadziesiąt aut zniknie z parkingów a miasto będzie miało stały dopływ gotówki z dzierżawy. Kiedy po raz kolejny wspomniałem o tym burmistrzowi, stwierdził: Jeśli pan uważa, że to, co robię, jest niegospodarnością, to proszę zgłosić sprawę do prokuratury.

Inna sprawa, która rozgniewała burmistrza to woda. Kiedy robiono remont zalewu, odcięto dopływ wody na ogródki działkowe. Było lato, gorąco, sucho, a działkowcy nie mieli, czym podlewać ogródków. Zgłosiłem to burmistrzowi podczas sesji. Mówiłem o skargach składanych do mnie przez starszych ludzi, dla których działka jest wszystkim. Pan burmistrz całkowicie zignorował moje prośby, bo stwierdził, że koszty podłączenia wody byłyby za wysokie. Moje interwencje poskutkowały dopiero po tygodniu, kiedy o sprawie zrobiło sie głośno. Mówiąc burmistrzowi o garażach czy wodzie na działkach robiłem to w imieniu mieszkańców, a burmistrz obraził się. Wstał i wyszedł z sesji bez słowa. Na kolejnych obradach już się nie pojawiał, choć był w ratuszu. A przecież te sesje są istotne, bo kończą i podsumowują kadencję. O wielu sprawach, szczególnie niedokończonych, z burmistrzem chcielibyśmy jeszcze porozmawiać. A nie mamy okazji.

 

I.P: Dlaczego w protokole nie zanotowano wówczas, że burmistrz opuścił sesję?

A.Z: Nie ma tego zapisu? Być może mi to umknęło. To była sesja czerwcowa, potem były wakacje ….Faktycznie to powinno być w protokole.

 

I.P: Jak Pan myśli, burmistrz obraził się na Pana czy na Radę?

A.Z: Trudno mi to komentować i oceniać.

 

I.P: Pana gabinet jest naprzeciwko gabinetu burmistrza. Przez te ostatnie trzy miesiące panowie ze sobą nie rozmawiali?

A.Z: Nie. Musimy pamiętać, że stroną inicjatywną w naszych relacjach jest burmistrz. A ja odczuwam wyraźną niechęć ze strony pana burmistrza. Wszelkie sprawy służbowe załatwiam z burmistrzem przez biuro.

 

I.P: Z protokołów wynika, że ostatnia sesja Rady obfitowała w interpelacje i wnioski radnych. Nigdy chyba wcześniej podczas czterech lat nie było takiej aktywności z ich strony. To efekt zbliżającej się kampanii wyborczej?

A.Z: Nie sadzę. Wiążę to raczej z nieobecnością burmistrza na sesji. Radni czuli się po prostu swobodniej.

 

I.P: Skoro burmistrz tak ogranicza działanie Rady, to warto by pomyśleć o przywróceniu radzie kompetencji  i powrócić do tego, co było przed kadencją pana Żurawskiego?

A.Z: Żyję tą nadzieją. Liczę na to, że uda się to następnej Radzie.

 

I.P: Nawet wówczas będzie Pan temu sprzyjał, kiedy burmistrzem zostanie osoba przez Pana popierana?

A.Z: Tak.

 

I.P: Jaka ocenę wystawiłby Pan obecnej Radzie?

A.Z: Czwórkę z plusem.

 

rozmawiała Iwona Pawłowska

 

 

 

 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Artykuł - Echo Złotoryi, Bez kategorii, Wywiad. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *