Zwiedziłam Inferno

3

Nie można wierzyć meteorologom. Miał być weekend niczym preludium Armagedonu a tu pięknie, ciepło, słonecznie. I dobrze jest. Znaczy się: było, bo weekend w odwrocie, a poniedziałek już straszy swym nadejściem. Po południu wyciągnęłam Męża na fotograficzny objazd okolic i tak trafiliśmy do Twardocic. Niby nic na pierwszy rzut oka nie było interesującego, ale po kilkunastominutowym marszu natknęliśmy się na człowieka uzbrojonego w konia, a raczej klacz. Tubylec galopujący po bezdrożach całkiem rozmowny się okazał i chyba z nudów postanowił zostać naszym cicerone (co prawda nie była to podróż w zaświaty, ale niewiele brakowało). Zawiódł nas w odległe zakątki polne i leśne, bagniste i trzciniaste a tempo narzucił nam mało rekreacyjne. I tym sposobem choć widziałam wiele, utrwalić tego na zdjęciach nawet nie miałam czasu. Brakło mi go nawet na zawiązanie sznurowadeł w bucie 🙂 I tak potykając się o własne nogi, wystające korzenie, leżące gałęzie i inne atrakcje, przebiegłam, jak na przełajach, ładnych parę kilometrów. Kiedy wyszliśmy na bardziej cywilizowaną drogę i pożegnaliśmy tubylca, uszy me wychwyciły sygnał myśliwski zwiastujący koniec polowania. I wtedy przeszedł mnie dreszcz – niczym dotyk śmierci. Przecież gdybym wiedziała, że w lesie trwają właśnie łowy, wołami by mnie tam nie zaciągnięto. A ja sobie beztrosko hasałam miedzy drzewami i podziwiałam stada sarenek. Istny cud, że moje zwłoki nie leżały teraz na pokocie wraz z ubitymi ośmioma dzikami. Powinnam chyba zaintonować psalm dziękczynny i dać na mszę za to, że żywa i niezakrwawiona opuściłam ten piekielny las. Błogosławiąc swe szczęście, postanowiłam wracać do auta, ale w tym zadaniu przeszkodził mi widok przecudnej urody – ruiny wiejskiej chałupy na tle wielobarwnego nieba. Nie mogłam się oprzeć i chwytałam ten obraz z każdej strony, aż nadszedł inny tubylec i zapytał, czy mi w czymś pomóc? 🙂 Mąż jak na złość podziewał się z zupełnie innej strony ruin i nie mogłam liczyć na jego wsparcie. Jednak tubylec okazał się nie tylko nieszkodliwy, ale nawet bardzo sympatyczny. A co więcej – fotografia to jego pasja. I tak pogawędziliśmy sobie o przyrodniczych ciekawostkach w najbliższej okolicy. Uzupełniłam swoją wiedzę o zwyczaje bocianów czarnych i żurawi, które zadomowiły się w Twardocicach, co uwiecznił na zdjęciach spotykany tubylec. I tak okazuje sie, że na pozór mało interesujący wypad może przynieść mnóstwo skrajnych emocji. A zwykły las jest niczym Inferno z Boskiej komedii.

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *