Napisałam artykuł do Echa, więc areszt domowy mi zniesiono. Co z tego, kiedy na dworze mgliście, zimno i wychodzić z pieleszy się nie chce. W tych okolicznościach przyrody pojechaliśmy z Juniorami do kina. To już siódmy raz w listopadzie, a miesiąc jeszcze się nie skończył. Tym razem wybraliśmy nieco infantylny punkt z repertuaru Heliosa – Harrego Pottera. Ale przynajmniej dobrze się bawiłam efektami specjalnymi i miłymi dla zmysłów obrazkami, przy okazji również widownią, która uprawiała masowe wędrówki ludów za jadłem i innymi potrzebami fizjologicznymi, ewentualnie nawiązywała dialog z bohaterami filmu.
Przed seansem przespacerowałam się po galerii i wpadłam na pomysł, aby podczas kolejnych wyborów zainstalować lokale z urnami w marketach, centrach handlowych, pasażach. Wtedy mielibyśmy chyba największą frekwencję w Europie 😉