W ubiegłym roku pod koniec wakacji jeleniogórski teatr wystawił „Miedziankę” w Miedziance – spektakl plenerowy na motywach książki F. Springera. Obejrzałam tę sztukę zachęcona historią miasta, które zniknęło z powierzchni ziemi, po prostu się zapadło. Spektakl robił wrażenie, szczególnie w takiej scenerii. Dziś, uwiedziona wspomnieniem sprzed roku, zdecydowałam się obejrzeć inny plenerowy spektakl tego samego teatru – „Każdemu Everest”. Udział w przedstawieniu wymagał nie lada poświęcenia. By posmakować sztuki, trzeba było, przy trzydziestostopniowym upale, wejść na zamek Bolczów w Rudawach Janowickich. Specjalnie wybraliśmy się tam wcześniej, żeby do rozpoczęcia przedstawienia ochłonąć i nie dyszeć do ucha współtowarzyszom. Pierwszy raz byłam na przedstawieniu teatralnym w traperach i krótkich gatkach, w czym, na szczęście, nie odbiegałam od ogółu widzów.
Pierwszy też raz siedziałam na karimacie zamiast w teatralnym fotelu. Ale było warto. W tej przestrzeni dość wiarygodnie zabrzmiały teksty o górach, o pasji, o poświęceniu.
Kilka scen pokazało trud zdobywania ośmiotysięczników i niewiele mniejsze wyzwanie, by pozyskać na to sponsorów lub też zrozumienie u rodziny czy przełożonych. To też satyra na czasy minione. To również satyra na czasy obecne, a szczególnie komercjalizację wysokogórskich wypraw: „Kupiłem sobie pieniądze, to mnie stać na Everest”. To też prosta prawda ujęta w słowach: „Po co chodzisz po górach? Bo są.”
Warto zobaczyć ten spektakl. Co prawda raczej już nie będzie okazji widzieć go na zamku, ale na konwencjonalnej scenie też może zabrzmieć ciekawie.