Wiatr we włosach i łupanie w kolanie :)

Dziś wyjątkowo wolna niedziela, więc pytam męża: a może w górki? A mogą być Podgórki? Rowerem?– odpowiada. Jak nie można, gdzie się chce, to jedzie się, gdzie można. O ile kondycja pozwoli. Najwyżej zawrócę – myślę z typowym dla siebie optymizmem.
W niedzielne przedpołudnie ruch na szosie jeszcze nie jest uciążliwy, ale tylko tam, gdzie można, wybieramy drogi boczne. To fajna okazja, by poznać miejscowość od bardziej intymnej strony. Tak jest w Świerzawie. Uroda tego miasta, powiedzmy sobie szczerze, jest nieoczywista i nienachalna. Jeszcze dużo pracy czeka miasto, by odkryć to, co urocze, a wyzbyć się tego, co wstydliwe.
Od Starej Kraśnicy trzeba już jechać drogą wojewódzką i przygotować się mentalnie, że zaraz zacznie się pod górę, bo przecież Podgórki nie na darmo tak nazwano ;). Można się o tym przekonać zaraz koło stacji w Wojcieszowie. To taki moment, kiedy patrząc w górę widzi się kolejne zakosy drogi. Dlatego lepiej patrzeć w tylne koło roweru męża. Kolejne wzniesienie zaczyna się przed pałacem w Podgórakch. Nogi zmęczone wcześniejszą wspinaczką mam już miękkie, więc wykorzystuję obecność pałacu, by go sfotografować. Mam pretekst, żeby się zatrzymać, wyrównać oddech, czyli przestać dyszeć ;). Kolejne 300 metrów idę, pchając rower, wiem – wstyd, ale usprawiedliwiam się, że idąc też się męczę :).
Potem już jest prawie z górki do Janochowa i dalej do Lubiechowej. Teraz jest to, co lubię: wiatr we włosach, szum w uszach, babie lato na twarzy, muchy w oczach i…łupanie w kolanie 😉 O łał! W Lubiechowej fundujemy sobie małą przerwę pod bacznym okiem kamery przy remontowanym pałacu. Mamy za sobą prawie 40 kilometrów i odpoczynek jest uzasadniony, tym bardziej, że trzeba jeszcze uwiecznić okolicę na zdjęciach.
Wracamy przez Sokołowiec, gdzie mam nadzieję w sklepie, zwykle obleganym przez miejscową trollnię, kupić lody, ale jest tylko trollnia. Lodów nie ma.
Jedziemy dalej nową drogą do Nowego Kościoła, a potem już tradycyjnie do Jerzmanic i do domu. Po drodze spotykamy wielu znajomych i nieznajomych na rowerach, na spacerach i serce się raduje, że ludzie się chcą ruszać. Chyba idzie ku dobremu. Pod warunkiem, że kolano przestanie łupać 🙂

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *