I się zazieleni


Siedem dni do wiosny. Koniec przedwiośnia – przynajmniej w teorii. Jest szansa na nowe. Takie nowe otwarcie, jak co roku, kiedy się człowiek zbiera w sobie i postanawia jakoś ogarnąć na nadchodzące dni ze słońcem. Byle to słońce i ciepło nie przyszły zbyt szybko. Ciało jeszcze na to niegotowe. Broń Boże temperatur, które każą odsłaniać nogi i ramiona. W sklepach z ciuchami pastele, falbanki, groszki, printy…tak jakoś nieadekwatnie do szarości dni i ołowiu nieba. A szczególnie nastroju.
Ale jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik, a już trudno będzie wymówić się przedwiosennym przesileniem, kiedy trzeba tłumaczyć powód nieróbstwa, niesprawdzonych klasówek, nienapisanego artykułu, całodziennej senności i litrów wypijanej kawy. Czy popołudni spędzonych na układaniu pasjansa, który złośliwie wciąż nie wychodzi.
Ale jeszcze siedem dni, a wszystko się zazieleni. Może nawet w głowie. Gorzej, jeśli tylko tam 

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *