Dzień Placków Ziemniaczanych :)


Masz ci los! Przegapiłam Dzień Placków Ziemniaczanych. Gdybym się wcześniej zorientowała, zamiast ruskich pierogów (z Anielskich Smaków) zaserwowałabym na obiad placki. To nic, że Mąż nie lubi, ale przecież z okazji można okazjonalnie się poświęcić. Ja dla przykładu nie lubię ruskich i jem je tylko z keczupem. Bo skutecznie zabija smak. Wszystkiego. Ale placki uwielbiam. Takie chrupiące, złociste…ach, na samą myśl ślinotoku dostaję.
Takie placki robią moi Rodzice i takie placki pamiętam z młodości, kiedy w drodze na religię w tzw. małym kościele zahaczaliśmy o smażalnię w dolnej część Górnego Rynku. Tam chyba były pierwsze w mieście frytki na wynos, no i właśnie placuszki. Tłuszczem pachniało(?) z daleka. I z daleka też było widać kolejkę dzieciaków, które tam wydawały swoje kieszonkowe. Frytki też uwielbiałam, ale tamte były jak dla mnie za grube i wiotkie, na dodatek w kolorze zwiędłego ziemniaka, ale placki to co innego…Dzieciaki jadły je z cukrem, ale takie zestawienie budziło sprzeciw moich enzymów trawiennych. Z dodatków tolerowałam tylko śmietanę. W późniejszych latach pojęłam, że oprócz śmietany placki świetnie komponują się z gulaszem, ale do pewnych smaków trzeba dorosnąć. Tak jak dorosłam do bigosu czy sałatki ziemniaczanej, zwanej dworcówką. Smak żółtego sera również doceniłam w wieku poźnonastoletnim. Flaczków też posmakowałam późno. I do tej pory wolę je nazywać zupą mięsną :). Jak na razie nie dojrzałam do tatara. Ale kto wie…A propos, kiedy jest Dzień Tatara? 🙂

fot. niewłasne

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *