Narzekałam na pogodę, to dziś mi zrekompensowała wczorajsze niedobory słońca. Tylko chłód jakiś taki dziwnie jesienny pozostał. Ale nic to! Trzeba cieszyć się tym, co jest. A jest dużo pracy. Ostatnio dziwnie się czułam popołudniami, ponieważ nie targałam ze sobą do domu prac do sprawdzania, kartkówek i innych polonistycznych rekwizytów. Dziś się poprawiłam. I mam. A nudne to niemożebnie. Dlatego zrobiłam sobie małą przerwę i skrobię, co ślina na klawiaturę przyniesie (a fuj!). Trzeba przyznać, że najbardziej pracowita jestem i twórcza, gdy w zanadrzu mam obowiązki do spełnienia. Wtedy i sprzątać mi się chce i prać, i dzieci wychowywać (własne), byle tylko nie robić tego, co pilne i nieodwołalne, niestety.
Dziś grono, zwane ciałem pedagogicznym, dyskutowało, gdzie spędzimy Dzień Nauczyciela. Oj mam wrażenie, że nigdzie – taki zapał w nas był jak teraz we mnie przed korygowaniem wypracowań.
I dobrze, może jak rok nie będziemy świętować, to zatęsknimy za wspólnym biesiadowaniem. A wtedy…
Miałam jechać wieczorem zrobić śliczne foto na jutrzejszy plebiscyt, ale zrezygnowałam. Zlitowałam się nad innymi klubowiczami, niech też mają swoje zdjęcie tygodnia :). A tak poważnie pisząc, to gdy zobaczyłam zdjęcia kolegów – mowę mi odebrało. Ryś M. i Mąż są bezkonkurencyjni. Oczywiście Mąż bardziej :). Nie będę im robić za punkt odniesienia. Za to jutro na plenerze trzeba się zabrać za gromadzenie materiału na konkurs.
A tak w ogóle to jutro już październik. Miesiąc szkoły za nami. Jeszcze tylko 9 miesięcy. Cała ciąża 🙂